Już połowa września za nami i jestem pewna, że jesień zagościła u nas na dobre. Dlaczego? Ponieważ moje uszy cierpią od wiatru, głowa pęka, z nosa zaczyna lecieć i mam chłodno w mieszkaniu i pracy. Zdecydowanie nie lubię tego. Ten post próbuję od trzech dni napisać a nie ułatwiało tego zmęczenie po pracy ani ból ale postaram się dziś przezwyciężyć te niedogodności bo wyjdzie na to, że przez następne miesiące za dużo nie napiszę :)
Na pewno już nie raz tutaj pisałam, że moje usta już od długiego czasu są bardzo wymagające, szybko się przesuszają a nawet gorzej, powstają na nich małe ranki (?). Dlatego mam pełno produktów do ust, które mają mi pomóc w walce z tym. Ostatnio w użyciu są m. in. intensywne kuracje do ust marki Bomb Cosmetics. W ofercie jest kilka wersji ja wybrałam dwie: Lipology o zapachu Czekoladowej Pomarańczy oraz Coco Kisses czyli Kokosowe Pocałunki. Są one do kupienia w różnych sklepach internetowych w cenie 15 zł, nawet nie pamiętam gdzie swoje nabyłam.
Jak widać produkty znajdują się w małych, zakręcanych opakowaniach. Wiem, że nie każdy lubi taką formę produktów do ust ponieważ nie jest zbyt higieniczna. Mi osobiście nie przeszkadza to, stosuję je po prostu tylko w domu. Na początku smaruję nimi usta prosto z opakowania, dopiero jak się trochę zużyją to zaczynam nakładać je palcem (a wydobywam go z opakowania wierzchem paznokcia żeby nie znalazł się pod nim).
Obie kuracje mają bardzo ładne zapachy, łatwo się domyślić jakie :) Lipology pachnie oczywiście pomarańczowymi delicjami a Coco Kisses kokosowo-waniliowo. Dla mnie są to apetyczne aromaty, nie są sztuczne i męczące. Oba są dość intensywne w opakowaniu i podczas nakładania ale na ustach zanikają więc albo mój nos się do nich przyzwyczaja albo się ulatniają.
Balsamy mają zbitą konsystencję, w opakowaniu są dość twarde. Dopiero pod wpływem ciepła naszych palców/ust zaczynają się topić i można go zaaplikować. Na ustach zostawiają tłustą warstewkę, nie jest ona jednak lepiąca i nieprzyjemna. Usta ładniej wyglądają posmarowane nimi bo delikatnie się błyszczą ale pod pomadki się średnio nadają. Jest jednak "mało treściwa" ze względu na skład, który opiera się głównie na wosku pszczelim, wyciągu z aloesu, lanolinie i olejkach m. in. kokosowym, ze słodkich migdałów, z nasion konopi, oliwie z oliwek. W praktyce oznacza to tyle, że dość szybko znikają z ust. Nie przynoszą więc długotrwałej ulgi, trzeba często ponawiać aplikację. Aby utrzymały się na nich trochę dłużej należy posmarować je grubą warstwą. Zresztą producent sam każe nam nakładać go obficie tak często jak jest to konieczne. Gdy chcę je zastosować na noc nabieram ilość wystarczającą pewnie na cały dzień używania i wtedy kiedy przebudzę się w nocy nadal czuję, że coś na nich jest :)
Lipology |
Coco Kisses |
Gdy moje usta mają lepsze czasy to kuracje Bomb Cosmetics mogę na nich stosować. Chociaż wg mnie bardziej natłuszczają niż nawilżają to jednak przynoszą jakąś ulgę. Niestety w gorszych czasach nie ratują ich i nawet mając jeszcze warstwę tych produktów na wargach szukam czegoś innego bo nie dają mi wystarczającego ukojenia i komfortu. Nie ma więc mowy o regeneracji czy walce z suchymi skórkami.
Podsumowując: Obie kuracje przypadły mi do gustu pod względem zapachów. Z działaniem nie jest jednak już tak różowo. Dla moich wymagających ust nie jest to "intensywna kuracja" tylko raczej balsam do częstego stosowania. Dlatego polecałabym je osobom, które nie mają większych problemów z ustami i nie oczekują za wiele od tego typu produktów.
Miałyście z nimi do czynienia? Lepiej się u Was sprawdzały niż u mnie? A może macie ochotę jednak wypróbować?
Też już niestety czuję jesień bo... zamarzam;) buu
OdpowiedzUsuńJa miałam wersję ananasową. Zapach był niestety dosyć sztuczny, działanie takie średnie...
Mi też już zimno, nie ma nas co grzać :)
UsuńHej, wczoraj czytałam recenzję na innym blogu takiego masełka i dziewczyna podała zły skład. Byłam bardzo zdziwiona, że jest tak nienaturalny, bo w końcu to Bomb Cosmetics. :O Taki skład mnie satysfakcjonuje w pełni, moje usta lubią takie lekkie maziajki. Najbardziej mnie kuszą te zapachy, ale szkoda, że trzeba w nich grzebać paluchem. :(
OdpowiedzUsuńMoże miała zwykły balsam do ust a nie intensywną kurację?
UsuńTa firma kojarzy mi się z przepięknymi zapachami i średnimi składami ;(
OdpowiedzUsuńTutaj skład jest niezły i zapachy ładne ale działanie nie powala.
UsuńNie miałam jeszcze nic z tej firmy :)
OdpowiedzUsuńNiestety mam na ich temat taką samą opinię jak Ty. Zapachy są genialne, ale niestety działanie pozostawia wiele do życzenia. Po kuracji spodziewałam się czegoś lepszego...
OdpowiedzUsuńNo ja również...
UsuńTen kokosowy mnie kusi,jednak szkoda,że wiele nie robią w kwestii nawilżenia;)
OdpowiedzUsuńWypróbowałabym je. Moim ustom wystarczy średnie nawilżenie, a zapachy mają naprawdę kuszące.
OdpowiedzUsuńNie znam, ale lubię takie mazidła do ust :)
OdpowiedzUsuńJa szukam jednak lepszego nawilżenia :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę:)
OdpowiedzUsuńNie znam i raczej nie poznam; (
OdpowiedzUsuńMazidełek nie znam, ale ten z czekoladą mogłabym poznać :D
OdpowiedzUsuńPiękny wygląd bloga :) dopiero teraz zobaczyłam
Dziękuję :)
UsuńKokosowe pocałunki dla mnie! :D
OdpowiedzUsuńMoje usta są mało wymagające. Używałaś pomadki-peelingu z Sylveco?
OdpowiedzUsuńps. ależ się u Ciebie ładnie zrobiło!
Używam na noc :) I dziękuję :)
UsuńJaka zmiana na blogu, na plus oczywiście :)
OdpowiedzUsuńNie znam tych produktó, ale namierzyłam sobie wysepkę w centrum handlowym z ich produktami i będę musiała się tam wybrać, ale raczej po masło do ciała :]
Masła też mnie kuszą :) I dziękuję :)
UsuńJa polubiłam czekoladową pomarańcze :) Do tego jest to wydajne mazidełko mimo iż takie malusie ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci przypadło do gustu, wydajność rzeczywiście bardzo dobra :)
Usuńi jakie tu piękne zmiany :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNie miałam jeszcze żadnego kosmetyku tej marki i żałuję, bo tyle rzeczy kusi! :)
OdpowiedzUsuńOj kuszą :)
UsuńMogłabym je wypróbować dla samych zapachów... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z łózka z zapaleniem zatok - też nie lubię jesieni - zawsze bardzo szybko łapię jakieś choróbsko ;/ Tych cudeniek nie znam, ale od dawna mam ochotę na arbuzową wersję :)
OdpowiedzUsuń