Evree - Upiększająca kuracja do twarzy i szyi Magic Rose

 W czerwcowym denku jednym z produktów jakie Wam pokazywałam był olejek do twarzy Magic Rose marki Evree. Obiecywałam pełną recenzję więc oto ona :) Większość z Was na pewno już używała albo chociaż słyszała/czytała o "kuracjach" tej marki. Do wyboru są jeszcze wersje Revita Perilla (liftingująca), Gold Argan (odmładzająca) i Essential Oils (nawilżająca) ale dla mnie wybór był prosty, chciałam się upiększyć z Magic Rose :) Koszt tych olejków to 29,99 zł ale często znajdziecie je w promocyjnych cenach.


 Produkt znajduje się w szklanym, przeźroczystym opakowaniu o pojemności 30 ml wyposażonym w pipetkę. Jako chemiczka bardzo lubię rzeczy, które kojarzą mi się z laboratorium :) Jest to też wygodna forma aplikacji bo można dozować odpowiednią ilość olejku, nie wylewamy go za dużo więc nic się nie marnuje i wpływa to na jego dużą wydajność. Nie zdarzyło mi się aby podczas transportu się wylał a jeździł ze mną regularnie pomiędzy domem a mieszkaniem. 
 Jak zapewne się domyślacie olejek pachnie różami ale nie jest to bardzo intensywny i duszący zapach. Jest przyjemny i mi zdecydowanie uprzyjemniał aplikację.

Obecnie opakowanie wygląda inaczej.

 Od producenta:


 Konsystencja jest oleista i bardzo płynna trzeba więc uważać żeby nie spłynął nam z palców zanim nałożymy go na twarz. Potrzebuje trochę czasu na wchłonięcie ale w porównaniu z innymi olejkami to jest to krótki czas. Warstwa jaką zostawia na skórze nie jest nieprzyjemna, klejąca czy bardzo tłusta. Owszem, trochę się po nim świeciłam ale nie tak mocno jak np. po oleju kokosowym czy oliwce (oczywiście stosowanej na ciele nie twarzy). Obawiałam się, że moja grzywka po kontakcie z nim na twarzy rano będzie wyglądała na potwornie tłustą i będę ją musiała myć ale na szczęście obyło się bez takich przypadków. Jednak mimo wszystko używałam go tylko na noc lub kiedy zostawałam cały dzień w domu. I pomimo wielu zastosowań jakie proponuje producent ja ograniczyłam się do nakładania go bezpośrednio na twarz jako serum. Najczęściej rezygnowałam nawet z kremu na noc, wystarczał mi stosowany solo. Do demakijażu było mi go szkoda, tak samo nie wiedziałam sensu w nazywaniu go maseczką i ścieraniu jego nadmiaru. Chciałam dodawać go do maseczek/glinek ale tak rzadko po nie sięgam, że zapominałam o tym :) Jeśli chodzi o masaż to na początku stosowałam się do pomocniczego rysunku z opakowania, później straciłam zapał bo zajmowało to więcej czasu.


 Ogólnie rzecz biorąc to mimo, że bardzo chciałam wypróbować ten olejek to podeszłam do niego z rezerwą. W końcu moja cera lubi się sama w sobie świecić i przetłuszczać więc nie byłam przekonana czy Magic Rose będzie z nią dobrze współpracował. Ale producent obiecywał, że jest idealny również do cery tłustej więc spróbowałam. I nie żałuję :) 
 Przede wszystkim obawiałam się zapychania i wysypu niedoskonałości. Moja cera jest na to bardzo podatna i już nie raz miałam takie efekty po użyciu nowego kosmetyku. Na szczęście nie zaobserwowałam żadnych nowych nieprzyjaciół. Wręcz przeciwnie, podczas regularnego używania pojawiało się tylko kilku nieprzyjaciół w okolicach "tych dni" a potem moja cera była w całkiem dobrym stanie. Szkoda tylko, że moje oporne, rozszerzone pory nie dały się pozytywnie zaskoczyć i pozostały bez zmian. 


 Olejek porządnie nawilżał moją twarz. Poradził sobie nawet z przesuszoną skórą, problem pojawiających się suchych skórek zniknął. Wydaje mi się również, że trochę ograniczył produkcję sebum. W ciągu dnia nadal musiałam sięgać po bibułki matujące i puder ale świecenie następowało trochę później niż zwykle. Jeśli chodzi o popękane naczynka to nie spowodował ich zniknięcia ale nie pojawiały się nowe. Zaczerwienienie ogólne twarzy było trochę mniejsze, zużywałam mniej korektora przed przypudrowaniem twarzy :)


 Podsumowując: Z olejku do twarzy Magic Rose byłam bardzo zadowolona mimo początkowych obaw. Nie spowodował negatywnych skutków ubocznych w postaci nowych niedoskonałości a może nawet pomagał w utrzymaniu jej w dobrym stanie. Dobrze ją nawilżał i zmniejszył trochę wydzielanie sebum. Mimo, że na istniejące już pajączki nie wpłynął to nowych nie przybyło a twarz była mniej czerwona. Obiecałam sobie, że nie odkupię go póki nie zmniejszę zapasów kosmetycznych ale na pewno będę chciała jeszcze do niego wrócić.

 Używałyście olejków do twarzy Evree? Który najbardziej przypadł Wam do gustu?

7 komentarzy:

  1. Cieszę się, że się sprawdził. Olejki to fajna nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ten olejek i jestem z niego bardzo zadowolona ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę sobie tako kuracje zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chcę się z nim poznać, ale dopiero jesienią ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. czaiłam się na to serum *-*

    http://allegiant997.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Olejów tej marki jeszcze nie używałam, ale wiele kosmetyków tej marki się u mnie sprawdziło. Mnie kusi ten nawilżajacy i kiedyś muszę go sobie sprawić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja miałam właśnie tą wersję i byłam z niej bardzo zadowolona :) Produkt dobrze nawilżał i odżywiał moją cerę, nie podrażniając jej i nie zapychając.

    OdpowiedzUsuń