Wyobraźcie sobie, że w mojej miejscowości wymieniają słupy energetyczne i przez cały tydzień nie ma prądu, a co za tym idzie nie mogę korzystać z laptopa (padła mi bateria) i internetu. Włączają go dopiero ok. 21 i rano znowu znika. Coś strasznego. Post więc piszę na raty, bo spać też trzeba. No chyba, że przestawiłabym się na tryb nocny a w ciągu dnia spała :)
Tym razem opowiem Wam o nawilżającym kremie arganowym z olejkiem lawendowym marki Lilla Mai. Jest on dostępny w sklepie internetowym marki w cenie 32 zł za 50 ml. Znajdziecie go też pewnie w kilku innych sklepach internetowych. Do mnie krem ten trafił akurat z pudełeczka Chill Box.
Po wyjęciu tego kremu z Chill Box'a miałam mieszane uczucia. Z jednej
strony ucieszyła mnie możliwość wypróbowania czegoś tej marki ale z
drugiej strony martwił mnie zapach lawendy, za którym nie przepadam.
Ciekawość jednak zwyciężyła i zabrałam się za testowanie :)
Opakowanie kremu to ciemny, szklany słoiczek z nakrętką. Wizualnie mi się podoba, na etykiecie umieszczono obrazek z lawendą ale znalazło się też miejsce na opis i skład produktu. Na jego zużycie mamy rok od daty produkcji.
Od producenta:
Po otworzeniu słoiczka od razu do mojego nosa dotarł jego zapach ale ku mojemu zdziwieniu nie był wcale zły. Nie da się ukryć, jest lawendowy. Ale nie kojarzy mi się ze śmierdzącymi kulkami na mole czy czymś takim. Wręcz przeciwnie, jest całkiem przyjemnie relaksujący i chyba pierwszy raz aromat lawendy mi nie przeszkadza. Czuć go jeszcze trochę po nałożeniu na twarz ale z czasem znika.
Konsystencja kremu jest lekka i "puszysta". Przy wyższych temperaturach olejki trochę się oddzielają od reszty kremu ale mi to w sumie nie przeszkadzało zbytnio. Podczas nabierania i tak się załapywały na porcję lądującą na twarzy :) Łatwo się go równomiernie rozprowadzana twarzy i pomimo składu bogatego w olejki w miarę szybko się wchłania. Zostawia po sobie jednak lekko tłustą warstewkę. Mimo to nadaje się pod makijaż, puder wystarcza aby nie była ona widoczna i nie powoduje szybszego świecenia się czy rolowania makijażu, sprawdzałam wielokrotnie.
Już po pierwszym użyciu moja skóra odczuwała różnicę ponieważ była akurat trochę przesuszona. Krem przyniósł natychmiastową ulgę, uczucie ściągnięcia zniknęło a po kilku dniach również i suche skórki (oczywiście peelingi też pomogły). Potwierdzam więc słowa producenta o jego nawilżających właściwościach. Dodatkowo skóra była odżywiona i miła w dotyku.
Czasami nawet kremy o naturalnych składach potrafią zaszkodzić mojej cerze. Ten jednak nie zapycha porów, nie pojawiało się więcej niedoskonałości ani nie wywołał żadnych podrażnień.
Podsumowanie: To moje pierwsze spotkanie z kosmetykami marki Lilla Mai ale mam nadzieję, że nie ostatnie. Krem mimo początkowej obawy o zapach okazał się bardzo fajnym nawilżaczem i nic mi w nim nie przeszkadzało. O dziwo wręcz przeciwnie :) Powoli mi się kończy ale chętne do niego kiedyś wrócę.
Znacie markę Lilla Mai i jej produkty? Używałyście coś i polecacie?
nie spotkałam się jeszcze z nim.
OdpowiedzUsuńMarki Lila Mai jeszcze nie znam? ale chętnie bym poznała :)
OdpowiedzUsuńmm to co z Lawenda lub kokosem moge mieć na potęgę! :)
OdpowiedzUsuńhttp://allegiant997.blogspot.com/2016/09/triki-dla-pci-piekniejszej-i-mini-diy-2.html
Miałam krem oraz peeling z tej firmy i zimą z chęcią na coś się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńLubię takie nawilżacze ;) W sumie.. chętnie bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie sprawdzał się pod makijaż, a jednocześnie okazał się bardzo wydajny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapraszam do mnie : http://snowarskakarolina.blogspot.com/
PS: Obserwuję i liczę na rewanż
Kuszący kremik, chętnie go wypróbuję !:)
OdpowiedzUsuń