Wibo - Lakiery piaskowe WOW Glamour Sand

 Malowanie paznokci ostatnimi czasy odbywa się u mnie dość rzadko. A jak już to następuje to jest późny wieczór więc ciężko zrobić im zdjęcia do pokazania na blogu a potem jakoś zapominam. Ostatnio jednak udało mi się sfotografować moje trzy lakiery piaskowe WOW Glamour Sand marki Wibo. Dwa z nich pochodzą z nowej kolekcji, jeden ze starej ale taki sam odcień jest obecnie w sprzedaży dlatego również go pokazuję.

Od lewej: nr 4, nr 1, nr 5

 Nowe buteleczki są prostokątne i wydawało mi się, że będą niezbyt poręczne ale ich kształt w niczym nie przeszkadza. Do tego nawet bardziej mi się podobają niż te stare. Pędzelek w nowe wersji jest trochę szerszy niż zeszłoroczne, dla mnie to w sumie bez większej różnicy. Jak mam wyjechać na skórki to zrobię to każdym :) Jeśli dobrze pamiętam to kosztują około 8zł (8,5 ml nowej wersji).
Nowa wersja.

 W ofercie jest dostępnych 5 odcieni. W starej wersji posiadam nr 1 czyli czarną bazę z mnóstwem morskich drobinek. Czasami wydobywają się z nich fioletowo-miedziane odcienie ale są one głównie widoczne w buteleczce, na paznokciach ciężko je dojrzeć. Nr 4 to granatowa baza z drobinkami w odcieniach niebieskiego, fioletowego i złotego. Najtrudniejszy do określenia jest chyba nr 5 czyli fioletowo-niebieska baza ze złoto-zielonymi drobinkami. 

Od lewej: nr 4, nr 5
Nr 1

 Jeśli chodzi o krycie to nie wiem czy zależy to od koloru czy od nowej/starej wersji. W każdym bądź razie na zdjęciach zobaczyłam, że dwie warstwy lakieru nr1 nie dają 100% krycia i czerń jest trochę wyblakła. Na żywo jednak nie rzucało się to aż tak w oczy. Przy nowych lakierach krycie było lepsze i nie musiałam dokładać trzeciej warstwy. Lakiery piaskowe mają to do siebie, że schną szybciej niż klasyczne (przynajmniej do tej pory tak zauważyłam). Wydaje mi się jednak, że pod tym względem również obecne wersje są odrobinkę lepsze.

Nr 4

 Trwałość mnie zadowala, wytrzymują 3 dni wolne od pracy bez większych uszczerbków. Ewentualnie widać starte końcówki. Czwartego dnia w pracy pojawiły się pierwsze małe odpryski, które po prostu zamalowałam i nadal wyglądały dobrze. Dopiero 5 dnia nadszedł czas na zmywanie bo nowe wersje już miały kilka większych odprysków. Stara przetrwała 5 dni tylko z 2 małymi więc może 3 warstwy w tym pomogły.  Zmywanie jest trochę bardziej kłopotliwe niż zwykłych lakierów ale nie jest źle, wystarczy trochę dłużej przytrzymać wacik. W porównaniu do cudownej "Lorelei's Tiara" jest wręcz łatwe i przyjemne :)

Nr 5 oraz nr 1 (po dwie warstwy)
Nr 5 (dwie warstwy) i nr 1 (trzy warstwy)

 Podsumowując: Lakiery piaskowe Wibo moim skromnym zdaniem są warte zakupu. Szczególnie polecam je fankom lakierów piaskowych, lubiących nieoczywiste kolory. Sama najchętniej dokupiłam pozostałe dwa odcienie i tylko zdrowy rozsądek mnie przed tym powstrzymuje :)

 Lubicie "piaski" czy nie bardzo? Który najbardziej Wam się spodobał?

Nr 4
Nr 5
Nr1

Seriale - część 1

 Chciałam napisać jakąś recenzję ale jakoś brak mi większego natchnienia. Dlatego pomyślałam, że dawno nie pisałam o np. serialach i filmach. Głównie dlatego, że mam straszne zaległości we wszystkim i brak czasu na ich nadrobienie. Zazwyczaj jak mam krótką chwilę czasu to włączam seriale, których odcinki nie trwają nawet 30 minut. To taki szybki i przyjemny relaks przy kawie i ciachu lub podczas konsumowania jakiegoś innego posiłku w samotności :) Obecnie jestem mniej więcej na bieżąco z trzeba takimi serialami oraz skończyłam oglądać jeden, którego już nie emitują. I to one będą dzisiejszymi bohaterami postu. To nie są żadne recenzje, to tylko przegląd tego co oglądam :)


 1. "Teoria Wielkiego Podrywu" ("The Big Bang Theory")

 Fizycy Leonard i Sheldon są współlokatorami o znikomych umiejętnościach towarzyskich. Ich jedyni przyjaciółmi są inżynier Howard oraz astrofizyk Rajesh. Jednak wprowadzenie się do mieszkania obok ładnej, początkującej aktorki Penny zmienia sporo w ich życiu.
 To chyba mój ulubiony serial z przedstawionych dzisiaj. Mam nadzieję, że wszyscy go znają i kochają tak jak ja :) Serial potrafi mnie rozśmieszyć i poprawić humor a postać Sheldon'a jest po prostu genialna. W dodatku umysły ścisłe są mi bliskie plus hinduski akcent Rajesh'a się przydał w życiu :)


 2. "Jak Poznałem Waszą Matkę" ("How I Met Your Mother")

 Jest ktoś kto nie zna tego serialu? Jeśli tak to musicie to zmienić :) Przez 9 sezonów Ted opowiada dzieciom jak poznał ich matkę. A w sumie opowiada długie poszukiwania, pełne zabawnych przygód z czwórką przyjaciół: Marshall'em i Lili, Barney'em oraz Robin.
 Aż żałuję, że serial już się skończył ponieważ bardzo go lubiłam. I choć zakończenie okazało się dla wielu nie satysfakcjonujące to jednak wszystkie pozostałe odcinki ogląda się z dużą przyjemnością.


 3. "Dwie Spłukane Dziewczyny" ("2 Broke Girls")

 Caroline pochodzi z bogatej rodziny, po stracie majątku i przyjaciół zatrudnia się jako kelnerka. Tam poznaje Max, z którą mimo wielu różnic się zaprzyjaźnia. I tak zaczynają się przygody tej dwójki :)
 Nie jest to najlepszy serial jaki oglądam ale jednak mnie zainteresował. Może to niewyparzony język Max albo "polski" akcent. Ważne, że można spędzić przyjemniej czas niż gapiąc się przez 20 minut w talerz :)


 4. "Jess I Chłopaki" ("New Girl")

 Jess jest nauczycielką, po zakończeniu związku zamieszkuje z trójką facetów. Wszyscy na swój sposób oryginalni i wyjątkowi więc chyba się domyślacie, że łatwo nie jest :) Na szczęście może liczyć na swoja przyjaciółkę CeCe.
 Mam o tym serialu podobne zdanie jak o poprzednim, szału nie ma ale obejrzeć można :) Jessica jest słodka i trochę naiwna ale reszta zapewnia równowagę przez co nie jest to irytujący serial. Nie wyczekuję z napięciem nowego odcinka ale jak się pojawi to chętnie zobaczę.

 Podsumowując: Najbardziej polecam Wam pierwsze dwa seriale, jeśli jeszcze ich nie znacie. A jak z tymi już jesteście na bieżąco i szukacie innych seriali, trwających mniej niż pół godziny to zobaczcie pozostałe dwa, może Was zainteresują. 

 Znacie? Lubicie? A może polecicie mi podobne?

The Body Shop - Masło do ciała Glazed Apple

 Są takie marki, których produkty od dawna mnie kuszą. Jedną z nich jest The Body Shop więc gdy miałam okazję kupić masło co ciała z świątecznej kolekcji w atrakcyjnej cenie to wreszcie się skusiłam. No wiecie, edycja limitowana, niższa cena i ta jakoś wyszło, że trafiło do mnie. Wybrałam wersję Glazed Apple w ciemno ponieważ nie było jeszcze wtedy recenzji nowych zapachów.


 Masełko znajduje się w plastikowym, zakręcanym opakowaniu o pojemności 200 ml. Jest dość niskie i szerokie więc wygodnie się z niego wydobywa produkt. Małym minusem jest brak sreberka zabezpieczającego więc w sumie łatwo mogą się do niego dobrać wszędobylskie paluchy.


 Zapach wybierałam w ciemno, nie było wtedy jeszcze dostępnych recenzji nowej kolekcji. Spodziewałam się słodkiego zapachu jabłka w karmelu czy czymś takim ale nie do końca go sobie mogłam wyobrazić. Po otworzeniu opakowania wiedziałam, że to był dobry wybór. Wyczuwalne jest jabłko ale z dodatkową słodyczą, jednocześnie świeży i słodki zapach. Jest dość intensywny, długo utrzymuje się na ciele i przechodzi na ubrania lub piżamę. 


 Masełko o jasnozielonym kolorze ma dość gęstą i zbitą konsystencję. Jednak w kontakcie ze skórą staje się bardziej miękkie i bez problemu się rozprowadza na ciele. Dość szybko się wchłania, nie zostawia tłustej ani lepiącej warstwy. Skóra jest po nim przyjemna w dotyku i dobrze nawilżona, aż mam ochotę się dotykać i wąchać :) Nie jest to też krótkotrwałe uczucie, na drugi dzień nadal skóra jest w tak dobrej formie jak zaraz  po użyciu. Chyba dobrze też działa na moją psychikę bo czuję się po jego użyciu bardziej pewna siebie czy coś dlatego przed wieczornym wyjściem chętnie po nie sięgam. 


 W składzie zaraz po wodzie mamy masło shea, znajdziemy też dalej masło kakaowe i kilka olejków. Obecnie używam go od czasu do czasu żeby mi na jak najdłużej starczyło więc ciężko ocenić mi wydajność. Jednak na jedno użycie nie potrzeba dużo produktu więc powinno na trochę wystarczyć.


 Posumowanie: To moje pierwsze masełko TBS ale mam nadzieję, że nie ostatnie ponieważ bardzo je polubiłam. Cudny zapach, który czuć jakiś czas na skórze oraz bardzo dobre właściwości nawilżające zdecydowanie zachęcają co kupna kolejnych opakowań. Minusem jest niewątpliwie cena, w regularnej raczej się na nie nie skuszę i będę czekać na jakieś okazje promocyjne. Szkoda też, że sklepy TBS nie są dostępne np. w Poznaniu bo wtedy prędzej by jakaś się trafiła.

 Miałyście to masełko? A może jakieś inne wersje zapachowe Was zachwyciły?

ShinyBox - Girl On Fire & Joy Box Luty

 Przyszła pora na pokazanie zawartości nowych pudełeczek jakie u mnie zagościły. Mowa oczywiście o marcowym ShinyBox'ie Girl On Fire oraz o nowym, lutowym Joy Box'ie. Obu wyczekiwałam z niecierpliwością. Nazwa nowego Shiny była bardzo chwytliwa a Joy kazał na siebie długo czekać. Co z tego wyszło pewnie większość z Was już widziała.


 JoyBox - Luty

 Po pierwszym udanym pudełku spodziewałam się w nowym pudełku równie fajnej zawartości i dużego wyboru. Jednak po pierwszym zobaczeniu co nam zaoferowano byłam rozczarowana. Owszem wybrałabym po jakimś produkcie z każdej kategorii jednak kilka było już wyprzedanych. Zniechęciłam się i wyszłam ze strony. Jednak po przemyśleniu stwierdziłam, że zamówię chociaż bez większych emocji podchodziłam do zawartości.

Tym razem nie zapomnieli o wypełnieniu.

 W każdym pudełku znalazłu się:
  •  La Petit Marseillais - Żel pod prysznic biała brzoskwinia i nektarynka
  •  Dove - Suchy olejek do ciała Purely Pampering (moja wersja to pistacja & magnolia)
  •  Delia - Dwufazowy płyn do demakijażu oczu i ust
  •  Tenex - Dwufazowy cukrowy peeling do rąk i stóp
  •  Wibo - Tusz do rzęs Boom Boom
  •  Bielenda - Masełko do ust (trafiło mi się wiśniowe)
 Z ograniczonego już asortymentu wybrałam:
  •  Mokosh100% Olejek z Drzewa Herbacianego
  •  REF - Szampon Reparative Complex
  •  Thalgo Krem do twarzy Collagen Cream



 Z podstawowej zawartości najmniej mi się podoba tusz do rzęs ponieważ używam raczej tylko wodoodpornych. Masełko do ust raczej też u mnie się średnio sprawdzi z tego co o nim czytałam bo mam bardzo wymagające usta. Jeszcze nie wiem czy zostaną u mnie. Resztę chętnie wypróbuję choć muszą poczekać na swoją kolej na razie.
 Jeśli chodzi o rzeczy, które sama wybrałam to żadna nie byłaby moim pierwszym wyborem. Wolałam zieloną glinkę Mokosh, szampon Volume Complex lub miniaturowy zestaw Arkana no i oczywiście Bumble and bumble niż kolejny krem do twarzy. Jednak źle nie jest. Olejek nawet mnie ucieszył po otworzeniu ShinyBox'a :) Krem Thalgo na pewno bym sobie nie kupiła a tak będzie okazja wypróbować. Szampon zobaczymy jak się spisze na moich włosach, jak ich nie obciąży to nie będę narzekać.


 ShinyBox - Girl On Fire (Marzec)

 Po takiej nazwie spodziewałam się świetnej zawartości, w końcu obiecywali "zmysłowość, energię i pewność siebie" itd. No i według mnie nie sprostali takim określeniom. Nawet gdybym użyła wszystkich produktów jakie są w środku przed jakiś wieczornym wyjściem to nie poczułabym się jak "Girl On Fire". Może jakby nazwa była "inna to byłabym zadowolona a tak to się trochę rozczarowałam.


 Wśród produktów jakie znalazłam w środku najbardziej ucieszyła mnie biała glinka Mokosh. Choć z moja motywacją do rozrabiania maseczek jest kiepsko, jednak może wreszcie się za to zabiorę :) Olej z awokado Delawell niby fajny ale ja się trochę olejków boję używać ale zobaczymy. Oby nie wyrządził mi krzywdy. Wodoodporna kredka Etre Belle podobałaby mi się bardziej gdyby była w innym kolorze bo po czarną rzadko sięgam. Ale jak już jest to zobaczymy czy jest rzeczywiście wodoodporna. Krem do stylizacji włosów Goldwell wypróbuję pewnie na mojej grzywce chociaż nie wierzę, że nada jej objętości :) Skarpetki z Świt Pharma jakoś mnie nie cieszą bo pielęgnacja stóp nie należy do moich ulubionych rytuałów, wolałabym jak już to jakieś złuszczające. A jako gratis mamy kostkę myjącą Dove, coś często dodają nam mydła gratis :)


 Podsumowanie: Żadne pudełko mnie nie zachwyciło, spodziewałam się lepszych zawartości. Jednak w każdym znalazłam produkty, które chętnie wypróbuję i się przydadzą. Jeśli miałabym wybrać jedno, które bardziej mi się podoba to chyba byłby to JoyBox. Oby kolejne były bardziej udane.

 Zamówiłyście któreś z tych pudełeczek? Zadowoliła Was ich zawartość? Które bardziej Wam się podoba?

Bania Agafii - Peelingi do ciała: 5 olejków i gryczany

 Do szybkiego napisania tej recenzji zostałam zmuszona. I to wcale nie przez moich czytelników tylko przez mojego brata. Nie chcąc już dłużej słuchać kiedy wreszcie napiszę jakąś przydatną i wartościową recenzję postanowiłam usiąść i mieć to za sobą :)
 W sumie tematem postu mógłby być tylko peeling masujący do ciała "5 olejków" Banii Agafii (fioletowe opakowanie) bo to o jego recenzję tyle krzyku było. Posiadam również ich peeling gryczany (brązowe opakowanie) dlatego postanowiłam je porównać za jednym zamachem.

Peeling do ciała "5 olejków"
Peeling do ciała gryczany

 Oba peelingi znajdują się w zakręcanych saszetkach o pojemności 100 ml. Są one wygodne w używaniu i mimo moczenia pod prysznicem nie uległy zniszczeniu, wytarła się tylko naklejka z opisem w języku polskim. Pod koniec troszkę gorzej się wyciska resztki produktu ale idzie to zrobić. "5 olejków" kupiłam w sklepie Skarby Syberii za 5,34 zł, gryczany dostałam jako gratis przy jakichś zakupach. Od momentu otwarcia mamy 9 miesięcy na ich zużycie.

 Od producenta:


 Zapachy tych peelingów znacznie się od siebie różnią. "5 olejków" pachnie bardzo ładnie, owocowo, coś jakby maliny z jakimś dodatkiem.  Niestety gryczany nie ma zbyt przyjemnego zapachu choć nie do końca wiem czym pachnie.


 Konsystencję mają podobną, żelową o umiarkowanej gęstości. Nie są ani zbyt rzadkie więc nie spływają z dłoni ani zbyt gęste żeby mieć problemy z wydobyciem z opakowania. Jeden jest delikatnie różowy, drugi brązowy. Oba zawierają  różnej wielkości drobinki, w "5 olejkach" mamy pestki i puder z pestek malin natomiast w gryczanym mamy ziarna i puder z gryki (na zdjęcie całe ziarenka się nie załapały). Poza tym oba zawierają sztuczny wspomagasz - polietylen. 


 Właściwości zdzierająco-masujące mają zbliżone jednak wydaje mi się, że gryczany radzi sobie trochę gorzej. Czy obietnice producenta w przypadku peelingu gryczanego zostały spełnione jest mi ciężko ocenić. Poprawa sprężystości skóry i tonizowanie raczej ciężko ocenić po kilku użyciach. Prościej zweryfikować obietnice w przypadku naszego drugiego bohatera. Bo to czy skóra jest gładka i miękka to od razu czujemy i z tym się zgadzam. Tak samo jak nawilżenie skóry, po jego użyciu mogłabym sobie darować nawilżacze i nie odczuwałabym dyskomfortu. W końcu w składzie znajdzie rzeczywiście 5 olejków: z nagietka, rokietnika, cedrowy, z amarantusa oraz rumiankowy. Dodatkowo mamy również witaminę E. No z tym spowalnianiem starzeniem skóry to nie będę oceniać bo i tak nie wierzę w takie rzeczy. Peeling gryczany w składzie posiada miód, ekstrakt z trawy cytrynowej (chociaż po angielsku pisze o ekstrakcie z melisy a po rosyjsku z trawy cytrynowej więc się chyba zdecydować nie mogli), olej z melisy oraz z lawendy. Zaznaczam również, że nie są to peelingi myjące.



 U mnie peeling gryczany okazał się bardziej wydajny ponieważ nikt mi go tak chętnie nie podbiera, użyłam go już chyba z 4 razy i pewnie na 1-2 jeszcze wystarczy. Zaznaczam jednak, że ja ogólnie nie używam dużo produktów na jeden raz. Za to "5 olejków" zachwycił nie tylko mnie więc skończył się trochę szybciej. I mówię tu właśnie o moim bracie, który na szczęście nie peelinguje się cały tylko ogranicza się do jednej ręki :) I z tego co mi wiadomo bardzo polubił ten produkt skoro tak się domaga ponownego kupna i napisania recenzji oraz gardzi gryczanym.

 Podsumowując: w moim domu bezapelacyjnie wygrywa peeling "5 olejków". Przyjemnie pachnie, delikatnie ale skutecznie peelinguje i nawilża skórę. Jednak trzeba zauważyć, że obietnice producenta się różnią więc nie mam pretensji, że peeling gryczany nie nawilża mojej skóry bo to nie było jego zadanie.  Niemniej jednak mi do gustu bardziej przypadł peeling z olejkami i jako zwycięzca niedługo będzie musiał powrócić do naszej łazienki :) Prawda Kamilku? I proszę bardzo (za upragnioną recenzję) :)

 Miałyście okazję używać peelingów Banii Agafii? Jaki najbardziej Wam przypadł do gustu lub macie ochotę wypróbować? A może wiecie czy "5 olejków" można dostać w większym opakowaniu lub bardzo podobny do niego?

Yankee Candle - Silver Birch oraz Bay Leaf Wreath

 Pojawiające się nowości Yankee Candle zawsze mnie kuszą. Nawet jak po opisie wydaje mi się, że nie do końca trafią w mój gust to i tak lądują w koszyku. Takie chciejstwo i konieczność przekonania się na własnym nosie. Tak też było z zapachami Silver Birch oraz Bay Leaf Wreath. Oczywiście zapachy te możecie kupić na stronie goodies.pl, woski za 7zł a samplery za 10zł.


Silver Birch

 Wosk z rześkiej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: kora brzozowa, nuta świeżo opadłych liści. (opis ze strony goodies.pl, obecnie dostępny jest tylko sampler)


Bay Leaf Wreath

 Wosk z rześkiej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: liście laurowe, pomarańcza oraz drzewo cedrowe. (opis ze strony goodies.pl)


 Oba zapachy mogę podsumować razem ponieważ mam o nich podobną opinię. Należą ode zdecydowanie do intensywnych, męskich zapachów. Kojarzą mi się z męskimi perfumami. Czy to rzeczywiście brzoza czy liście laurowe nie mam pojęcia. Na pewno nie są to suszone liście laurowe, pomarańczy też nie wyczuwałam. 


 Dla mnie nie są to rześkie aromaty, jakoś mi się tak nie kojarzą. Choć trochę rozumiem, że drzewne aromaty mogą być uznawane za świeże. Moja mama stwierdziła, że wyczuwa też w którymś jakby mydlaną nutę. Mój nos jednak ich nie polubił i zanim zapach rozszedł się za daleko zgasiłam kominek.


 Podsumowanie: Dla mnie są to ciężkie zapachy do opisania, nie jestem znawcą męskich nut zapachowych. Okazuje się jednak, że trafiłam na pierwsze zapachy YC, które nie przypadły mi do gustu. Ale jak wiadomo gusta są różne i może komuś się akurat spodobają. Jeśli ktoś miałby ochotę wypróbować te zapachy to za ok. 10zł (przesyłka) mogę je wysłać :)


 Miałyście te zapachy? Jak Wam się spodobały? Są tu jakieś fanki męskich aromatów?