Projekt denko - Grudzień

 Kochani, witajcie w Sylwestra 2015/2016. Za kilkanaście godzin będziemy żegnać Stary Rok a witać Nowy. Z tej też okazji życzę Wam wspaniałej zabawy albo spokojnego relaksu w zaciszu domowym (co kto woli). A Nowy Rok niech przyniesie Wam same pozytywne i radosne wydarzenia, dużo sił do walki z codziennością jeśli trzeba oraz spełnienia marzeń i planów. 


 W Nowy Rok nie wypada chyba wejść z torbą pełną zużytych opakowań więc szybciutko trzeba się z nimi rozprawić :) Zapraszam więc na Grudniowy Projekt Denko.


 1. Intimea - Emulsja do higieny intymnej
 Wydajny, tani i nie podrażniający produkt. Dość często u mnie gości więc pewnie jeszcze nie raz KUPIĘ

 2. Garnier - Płyn micelarny 3 w 1
 Skuteczny i bardzo wydajny produkt do demakijażu. Nie podrażnia, nie zostawia klejącej warstwy na skórze. Do tego cena za taką dużą butlę nie jest wysoka. KUPIĘ

 3. Kamill - Żel pod prysznic Mleczko rabarbarowe
 Bardzo fajny, oryginalny zapach, rzeczywiście czuć rabarbar. Kremowa konsystencja, dobrze się pieni, nie wysusza skóry i nie podrażnia. MOŻE KUPIĘ

 4. Farmona, Tutti Frutti - Peeling do ciała Gruszka & Żurawina
 Kolejny zapach z tej serii jaki wypróbowałam, wcześniej miałam wersję Jeżyna & Malina. Ten jeszcze bardziej mi się spodobał, zero sztuczności tylko soczysty i słodki zapach gruszki z dodatkiem kwaskowatej żurawiny. Można go stosować jako peeling myjący, pieni się przyzwoicie. MOŻE KUPIĘ

 5. Bielenda -Peeling do ciała Zmysłowa Wiśnia <recenzja>
 Cukrowy peeling o dość zbitej konsystencji sprawdza się w swojej roli. Mimo zawartości parafiny nie oblepia mocno ciała, łatwo go zmyć z siebie. Przyjemny zapach wisienek uprzyjemnia korzystanie z niego. MOŻE KUPIĘ


 6. Planeta Organica - Krem - scrub do twarzy dla cery suchej i wrażliwej <recenzja>
 Już w recenzji pisałam, że kojarzy mi się z bombonierkami. A to za sprawą konsystencji, dość gęstej i trochę ciągnącej się jak nadzienie czekoladek i apetycznego słodko-pomarańczowego zapachu :) Dobrze radzi sobie z usuwaniem martwego naskórka a przy tym nie wysusza skóry a wręcz trochę nawilża. Jedyny minus to sól w nim zawarta przez co lepiej uważać z nim jeśli ma się jakieś ranki na twarzy oraz zamykać oczy i usta podczas spłukiwania. MOŻE KUPIĘ

 7. Bingo Spa - Maska błotna do twarzy z zieloną glinką
 Przeterminowaną ponad rok maseczkę znalazłam przy przedświątecznych porządkach. Nawet nie pamiętam jak się spisywała ale skoro nie używałam jej to chyba nic specjalnego. NIE KUPIĘ

 8. Organique - Balsam do ciała z masłem Shea Milk 
 Mój pierwszy balsam z Organique i mam nadzieję, że nie ostatni. Chyba pojawi się recenzja więc krótko Wam powiem, że zapach mi się podobał i radził sobie z nawilżaniem mojej skóry. Jednak raczej nadaje się tylko do stosowania wieczorem bo zostawia tłusta warstwę na skórze. Może w innej wersji ale KUPIĘ


 9. Creme Bar - Krem membranowy IQ2 
 Znaleziony w ShinyBox'ie okazał się być całkiem udanym kremem. Nadawał się zarówno na dzień pod makijaż jak i na noc. Miał dość bogatą konsystencję i dobrze nawilżał. Twarz się po nim trochę świeciła ale puder sobie radził z tym. MOŻE KUPIĘ

 10. Clochee - Krem nawilżająco-ujędrniający <recenzja>
 Nareszcie udało mi się wykończyć ten krem. Niestety nie nadaje się on do mojej cery, nie wchłania się więc nawet najmniejsza jego ilość się roluje. Dodatkowo ma dziwny zapach. Zużyłam na szyję i dekolt. NIE KUPIĘ

 11. Rival de Loop - Krem wygładzający pod oczy z Q10 <recenzja>
 Przyzwoity krem za niewielkie pieniądze. Nawilża, nadaje się pod makijaż, nie podrażnia i nie powoduje łzawienia. MOŻE KUPIĘ

 12. Sylveco - Odżywcza pomadka z peelingiem
 Kolejny produkt, który zasługuje na pełną recenzję. Jest świetna, tyle Wam powiem :) KUPIŁAM


 13. Exclusive Cosmetics - Skarpetki SPA dla stóp
 Duże obietnice producenta nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Trzymałam je znacznie dłużej na stopach niż zalecane (1,5 godz. zamiast 30 min.) ale efektów nie zauważyłam. Miały być wygładzone, zregenerowane, nawilżone, zmiękczone itp. itd. Moje były tylko mokre i pachnące :) Do tego mięta chłodzi więc musiałam po nich ubrać skarpetki bo marzły mi stópki. NIE KUPIĘ

 14. Old Williamburgh Candle - Kiwi & Pomegranate
 Ładny, świeży, owocowy zapach. Nie jest mocno intensywna ale wyczuwalna. Na początku miała problemy z rozpaleniem się do ścianek (większa średnica słoja), później było już ok. W porównaniu do innych marek dość tania bo kosztuje 49 zł (ja kupiłam oczywiście na jakiejś promocji).  Na razie mam bardzo dużo innych świec więc raczej NIE KUPIĘ.


 15. Intimea - Chusteczki do higieny intymnej
 16. Go Pure - Chusteczki odświeżające Happy Day
Tanie, łatwo dostępne (Biedronka) i spełniające swoją rolę. Choć nie wiem czy te odświeżające są w stałej ofercie. KUPIĘ

 17. Himalaya Herbals - Pasta do zębów Sparkly White
 Moja ulubiona pasta do zębów KUPIŁAM

 18. Yankee Candle - Peach Cobbler <recenzja>
 Słodki, jedzeniowy zapach. Nie jest to świeża brzoskwinka tylko raczej deser typu jogurt/krem z dodatkiem wanilii. Na intensywność nie narzekałam. Dla mnie to raczej wosk na wieczory i zimniejsze dni niż na lato. MOŻE KUPIĘ

 19. Nacomi - Peeling do twarzy wygładzający próbka
 Próbka starczyła tylko na jeden raz ale całkiem fajny się wydawał. Miał bardzo małe drobinki ale dość ostre (korund) więc nie należy zbyt mocno nim masować twarzy. Ładnie odświeżył twarz i nie wysuszył, wręcz trochę nawilża. Do tego ładnie pachnie. MOŻE KUPIĘ

 20. próbka Pharmaceris A - Lekki krem głęboko nawilżający do twarzy SPF 20 
 Za dużo o nim nie napiszę bo zużyłam go na szyję i dekolt.

 Powinni się też znaleźć tu stali bywalcy czyli mydełka Alterra oraz płatki kosmetyczne Carea ale o nich non stop czytacie więc tym razem je sobie darowałam. 

 Podsumowanie: Ogólnie jestem zadowolona z ostatniego w tym roku denka choć wiem, że mogłoby być lepiej. Ale siedząc w domu i nie wychodząc do ludzi zbyt często mam mniejszą motywację do używania wszystkim możliwych specyfików :)

 Jak tam Wasze plany na dzisiejszą noc? Przygotowania w trakcie czy tak jak ja jeszcze jesteście w rozsypce? :) I jeszcze raz życzę Wam wszystkiego dobrego :)

Kulturalny Grudzień :)

 Święta niestety już za nami, za chwilę Sylwester i trzeba będzie pożegnać rok 2015. Nadszedł więc czas na ostatnie w tym roku podsumowanie kulturalne miesiąca. Ten rok zleciał mi zdecydowanie zbyt szybko, szczególnie grudzień.
 Tym razem nie jestem zadowolona z osiągniętych wyników ponieważ udało mi się przeczytać tylko jedną książkę. Jednak na nockach w pracy i w szpitalu się lepiej czyta. W domu zawsze się znajdzie coś innego do robienia.

 Camilla Läckberg - Księżniczka z lodu

 Gdy w spokojnym miasteczku Fjällbacka na zachodnim wybrzeżu Szwecji zostaje znaleziona martwa Alexandra Wijkner, wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Matka kobiety ma jednak wątpliwości i prosi przyjaciółkę córki z dzieciństwa, pisarkę Erikę Falck, żeby przyjrzała się tej tragedii. Erika wspólnie z Patrikiem Hedströmem, kolegą z młodzieńczych lat, a obecnie policjantem, próbują rozwikłać sprawę. Wkrótce zaczynają podejrzewać, że śmierć Alex ma związek z mroczną tajemnicą z przeszłości...

 Jest to pierwszy tom z serii kryminałów tej szwedzkiej pisarki. Moja mama dostała w tamtym roku kilka tomów pod choinkę, w tym roku dostała resztę więc jest co czytać. Książka mi się podobała i zainteresowała mnie do sięgnięcia po kolejne części.


 Spędzanie czasu z rodziną a nie we własnym pokoju z laptopem na kolanach sprzyja za to oglądaniu filmów.

 To Właśnie Miłość (Love Actually) (2003)

 Premier zakochujący się od pierwszego wejrzenia w jednej z pracownic swojego biura już w kilka chwil po wejściu do siedziby przy 10 Downing Street... Pisarz uciekający na południe Francji, aby wyleczyć złamane serce i odnajdujący nad brzegiem jeziora nową miłość... Zamężna kobieta podejrzewająca, że jej mąż wymyka jej się z rąk... Młoda mężatka błędnie interpretująca dystans jaki ma w stosunku do niej najlepszy przyjaciel jej męża... Uczeń pragnący zwrócić na siebie uwagę najbardziej nieosiągalnej dziewczyny w szkole... Owdowiały ojczym usiłujący nawiązać kontakt z synem, którego prawie nie zna... Szukająca miłości pracownica biura zauroczona swoim kolegą z pracy... Starzejący się "wszystko widziałem, ale mało z tego pamiętam" gwiazdor rocka pragnący na swój własny sposób, u zmierzchu kariery powrócić na scenę... Miłość powoduje w życiu każdego z nich chaos. Życie i miłość mieszkańców Londynu przeplata się i osiąga zenit w wigilię Bożego Narodzenia - z romantycznymi, zabawnymi i słodko - gorzkimi tego konsekwencjami dla każdego, kto miał szczęście (albo nieszczęście) znaleźć się pod urokiem miłości. (opis ze strony filmweb.pl)

 Ten film to oczywiście pozycja obowiązkowa do obejrzenia w okresie świątecznym :) Już Wam pisałam o nim kiedyś i przypominałam w Tagu świątecznym ostatnio. Zdecydowanie to mój ulubieniec :)


 Sposób Na Teściową (Monster-In-Law) (2005)

 Nieszczęśliwa w miłości, piękna Charlotte Charlie Cantilini (Jenifer Lopez) wreszcie spotkała mężczyznę swoich marzeń, doktora Kevina Fieldsa (Michael Vartan). Na swojej drodze napotyka tylko jeden problem - jego matkę. Apodyktyczna i kontrolująca wszystko, nie do wytrzymania, zmienna Viola Fields (Jane Fonda). Strach o to, że straci syna zaczyna odbijać się na jej karierze, toteż postanawia rozbić szczęśliwą parę stając się najgorsza na świecie teściową. Pomocą Violi w zwariowanych intrygach jest jej asystentka, Ruby (Wanda Sykes). Rękawica zostaje rzucona, kiedy Charlie wreszcie decyduje się na walkę z teściową, i wygląda na to, że Viola spotkała wreszcie godnego przeciwnika. (opis ze strony filmweb.pl)

 Czy jest ktoś kto nie oglądał chociaż raz tego filmu? Leciał akurat w telewizji w Święta więc oglądaliśmy go całą rodziną chyba po raz trzeci. I nadal się na nim śmiejemy więc to chyba o czymś świadczy :)


 Alicja w Krainie Czarów (Alice in Wonderland) (2010)

 Dziewiętnastoletnia Alicja (Mia Wasikowska) powraca do dziwacznego świata, który po raz pierwszy odwiedziła jako dziecko, i wyrusza w podróż, by odkryć swe prawdziwe przeznaczenie. Na jej drodze staną m.in. Szalony Kapelusznik (Johnny Depp), Biała Królowa (Anne Hathaway), Czerwona Królowa (Helena Bonham Carter) i Biały Królik (Michael Sheen). Przyłącz się do Alicji i podejmij wędrówkę przez Krainę Czarów, miejsce bardziej niesamowite, niż mógłbyś sobie wyobrazić. Spotkaj ukochanych bohaterów z dzieciństwa, którzy w filmie Burtona zmienili się w postacie bardziej zdumiewające i barwne, niż kiedykolwiek wcześniej.  (opis ze strony filmweb.pl)

 Kolejny film, który rodzinnie oglądaliśmy w Święta. Mniej zabawny od poprzednika ale kostiumy, charakteryzacje i bajeczna scenografia robiły wrażenie. Filmowa wersja bajki nie tylko dla dzieci. No i Johnny Depp :)


 Jeśli chodzi o muzykę to w grudniu królowały świąteczne piosenki. Kilka z nich już Wam przedstawiłam w Świątecznym Tagu więc nie będę się powtarzać :)
 Ale żeby nie zostawiać Was z niczym to zamieszczam jedną z piosenek, które w grudniu mi się spodobały czyli Sia - Alive.



 Podsumowanie: Święta sprzyjają oglądaniu filmów ale przygotowania do nich kolidują z czytaniem książek. Mam nadzieję, że od stycznia wrócę do pracy i na nockach znów sobie poczytam :)
 A Wy co oglądaliście ciekawego podczas świątecznej przerwy?

Wesołych Świąt! :)

 Kochani!
 Życzę Wam zdrowych, spokojnych, magicznych, pełnych rodzinnego ciepła i miłości Świąt Bożego Narodzenia. Świątecznej atmosfery, dużo prezentów, odpoczynku od codziennego zabiegania i stresu. Bezkarnego objadania się pysznościami przy wigilijnym stole oraz w Święta. A w Nowym Roku dużo szczęścia, radości oraz realizacji wszystkich marzeń i planów. No i dużo pomysłów na nowe posty na blogach :)

TAG Świąteczny :)

 Skoro zbliżają się wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia to postanowiłam zrobić Tag Świąteczny, żeby wprowadzić trochę nastroju tutaj :) Dawno żadnego nie robiłam więc mam nadzieję, że taka mała odmiana Wam się spodoba :)


 1. Kiedy zaczynasz przygotowania do Bożego Narodzenia?
 Gdyby to ode mnie zależało to 1 grudnia już cały dom byłby przystrojony w choinki i inne dekoracje, piekłabym pierniczki i zajadała się nimi i szalałabym po sklepach w poszukiwaniu prezentów. Niestety moi domownicy nie podzielają mojego entuzjazmu dlatego nastrój świąteczny dopiero wczoraj się pojawił u nas. Pierniczków moja mama nigdy nie chce piec. A zakupy świąteczne w tym roku robię głównie online przez kłopoty zdrowotne. I bardzo ubolewam nad tym.

 2. Posiadasz kalendarz adwentowy?
 W tym roku niestety nie. Ale sam pomysł otwierania okienek codziennie bardzo lubię, szukałam w tym roku czegoś innego niż czekoladki ale byłby to spory wydatek więc zrezygnowałam.

 3. Jakie są Twoje ulubione filmy świąteczne?
 Obowiązkową pozycją i moim numerem 1 jest zdecydowanie "Love Actually", uwielbiam ten film. Wzorowany na nim polski odpowiednik "Listy do M." również mi się podoba, muszę obejrzeć drugą część. Bardzo lubię też komedię romantyczną "Holiday". A z takich typowych świątecznych hitów to oczywiście "Kevin sam w domu" czy "Grinch: świąt nie bedzie".

 4. Czy masz jakieś wesołe wspomnienia świąteczne?
 Płonąca choinka w Wigilię się liczy? :) Jak byłam mała to moi dziadkowie mieli prawdziwe świeczki na choince, oczywiście zapalone. No i jedna się przewróciła a drzewko zaczęło płonąć. Na szczęście szybko pożar opanowano i odwrócono choinkę żeby nie było widać zniszczeń :) 
 Drugim zabawnym wspomnieniem jest śpiewanie kolęd. Moja młodsza kuzynka ze swoją mamą zaczęły kiedyś tak "pięknie" śpiewać, że nawet mój tata i brat wzięli się za sprzątanie ze stołu i pomaganie w kuchni żeby tylko wyjść jak najdalej od tych odgłosów :) 
 I jeszcze małe wspomnienie z Puszkiem, moim ukochanym psem, którego niestety już z nami nie ma. Nakryty stół do kolacji wigilijnej nie jest kompletny bez czego? Bez psa udającego Sfinksa na jego środku. Taki widok zastaliśmy, któregoś roku jak poszliśmy do pokoju rozstawiać nakrycia :)


 5. Jak wygląda Boże Narodzenie w Twoim domu?
 Tradycyjnie w Wigilię spotykamy się na rodzinnej wieczerzy, niestety co roku jest nas coraz mniej przy stole z różnych powodów. W tym roku będzie tylko nasza czwórka czyli rodzice, mój brat i ja. No i pies :) Po zjedzeniu sprzątamy ze stołu, szykujemy kawę/herbatę oraz ciasto i zaczynamy rozdawanie prezentów. Później każda osoba po kolei otwiera swoje. Zdarza nam się też śpiewać kolędy jak już wyżej wspomniałam. Dwa dni świąteczne spędzamy albo jeżdżąc w gości albo przyjmując gości więc głównie to obżeranie się przy stole :)

 6. Co najbardziej lubisz w Świętach Bożego Narodzenia?
 Atmosferę świąteczną: oświetlona choinka, biały krajobraz za oknem, cała rodzina w jednym pomieszczeniu a nie każda w swoim pokoju z laptopem. Żałuję, że śniegu w tym roku nie będzie bo bez niego to już nie to samo. Bardzo lubię też obdarowywać innych prezentami i sprawiać im niespodziankę. Chociaż samo wymyślanie pomysłów ciężko mi czasami idzie. W tym roku tym bardziej skoro nie byłam jeszcze na stacjonarnych zakupach.

 7. Czy masz jakieś tradycje świąteczne?
  Przy ubieraniu choinki tradycją jest, że to głowa rodziny czyli mój tata nakłada "czubek" :) Do wieczerzy wigilijnej siadaliśmy po pojawieniu się pierwszej gwiazdki na niebie. Pamiętam jak zawsze z bratem wypatrywaliśmy jej i aż szkoda, że w ostatnich 2 latach raczej czekaliśmy aż wszyscy dotrą a nie na gwiazdkę. Pod obrusem oczywiście sianko, na którym stoi talerzyk z opłatkiem. No i staramy się aby te 12 potraw było ale czasami wychodzi więcej :)

 8. Jakie są Twoje ulubione piosenki świąteczne?
 Sporo tego i pewnie wszystkie znacie :) Więc może tylko kilka przykładów podam żeby nie było zbyt długo :) Wiadomo, że takie hity jak "Last Christmas", "All I Want For Christmas Is You" czy "Merry Christmas Everyone" lecą wszędzie więc je Wam już daruję.

 





 9. Jaką będziesz mieć choinkę w tym roku?
 Od kilku lat mamy w domu żywą choinkę. W tym roku tata ściął nasze drzewko z ogródka ponieważ rozrosło się za bardzo i nie szło przejść obok niego. Trochę je obciął a potem pachnące i brudzące żywicą zostało wczoraj udekorowane. Jak zwykle u nas na bogato: wszystkie kolory bombek i różne kształty. Niektóre mają tyle lat co ja i mimo, że nie prezentują się już najładniej to z tyłu drzewka sobie wiszą, taki sentyment :)

 10. Jaki jest twój ulubiony zapach świąteczny?
 Teraz Was zaskoczę... Moim ulubionym zapachem świątecznym jest grzybowy :) Na wigilię zawsze mamy sos grzybowy do pierogów z kapustą i grzybami. I to zdecydowanie jest mój ulubiony zapach przez 3 dni :) Poza tym w domu musi pachnieć mandarynkami lub pomarańczami. A jeśli chodzi o świece i woski to co chwilę je zmieniam. Jednak głównie są to słodkie i jedzeniowe takie jak: Red Apple Wreath, Sugared Apple, Candy Cane Lane i Fireside Treats YC oraz Peppermint Mocha VC czy też bardziej perfumeryjny i trochę świeży Snow In Love YC.

 11. Jaki kolor lampeczek choinkowych lubisz najbardziej?
 Podobają mi się białe, chłodne lampki ale u nas zawsze są jednak kolorowe :)

 12. Odliczasz dni do świąt?
 Oczywiście! W końcu uwielbiam święta Bożego Narodzenia :)


 13. Ulubiony zimowy lakier do paznokci?
 Na święta zazwyczaj wybieram jakiś czerwony odcień, w tym roku pewnie będzie podobnie. Natomiast sylwester i karnawał to raczej czas na srebro :)

 14. Ulubiony zimowy napój?
 Gorący :) Bardzo lubię herbatki smakowe, kawy smakowe lub z syropami (ale z tych muszę zrezygnować obecnie), gorące czekolady najlepiej z dodatkami (też powinnam ograniczyć ale jakoś nie bardzo w to wierzę :) ) oraz grzane wino :)

 15. Jak wygląda twój pokój podczas okresu świątecznego? 
 U mnie w pokoju nie jest aż tak świątecznie jak w salonie. Miałam zazwyczaj małą choinkę z światłowodami zmieniającymi kolory i kilkoma małymi bombkami ale się zepsuła a nie kupiłam nowej. Na parapecie mam za to figurkę bałwanka i Mikołaja, natomiast na karniszu wiszą lampki.

 A jak to u Was jest? Prezenty gotowe? Choinka ubrana? Jakie macie preferencje świąteczne? :)

MakeUp Revolution - Róż Blushing Hearts oraz rozświetlacz Goddness Of Love

 Bardzo dawno nie było recenzji kolorówki więc czas to zmienić. Dziś przedstawię więc Wam produkty MakeUp Revolution z serii I Heart MakeUp, a dokładniej "serduszkowy" róż Blushing Heart w odcieniu Candy Queen Of Heart oraz rozświetlacz Goddness Of Love. Produkty te wzorowane są na marce Too Faced, dostępne są w kilku kolorach. Ich cena jest dużo niższa od oryginałów bo kosztują ok. 25 zł.


 Opakowanie wykonane jest z kartonika w kształcie serduszka. Góra jest tylko nasuwana ale nie zdarzyło mi się jeszcze żeby się samo otworzyło jakimś sposobem w kosmetyczce. Może nie jest najwyższej jakości ale z daleka ładnie się prezentuje :) Prawdopodobnie gdyby były to zwykłe prostokątne/kwadratowe/okrągłe opakowania to bym ich nie kupiła z taką przyjemnością :) Są sporych rozmiarów bo mają aż 10 g.


 Róż, który wybrałam to Candy Queen Of Heart. Składa się on z trzech odcieni: różowego, jasnego brzoskwiniowego i ciemniejszego koralowego (chociaż odcienie brzoskwiniowo-koralowe różne osoby różnie nazywają więc to takie umowne nazwy :) ). Można je używać osobno lub wymieszać wszystkie ze sobą, co najczęściej robię. W ten sposób mamy aż 4 różne opcje do wyboru. Efekt na policzkach można stopniować, od delikatnie muśniętej skóry do bardziej wyrazistego koloru. Jednak raczej trudno z nim przesadzić i zrobić sobie krzywdę. 

Kolor jaki powstaje ze zmieszania wszystkich 3 odcieni.

 Róż zdecydowanie należy zaliczyć do tych z połyskiem. Jednak wg mnie jest to ładny, delikatny, zdrowy blask a nie tandetna perła a już na pewno nie tani brokat. Ładnie ożywia twarz, wygląda świeżo i dziewczęco. Dla osób, które lubią subtelnie rozświetlone policzki można spokojnie pominąć rozświetlacz. Ma bardzo dobrą trwałość, po powrocie z 12 godzinnej zmiany w pracy nadal jest na policzkach. Jedynie gdy za dużo podpieram rękami głowę na nockach to troszkę się ściera :) Jest to produkt wypiekany, przy nabieraniu na pędzel nie pyli i mimo częstego używania od kilku miesięcy nie widać żadnego ubytku. 

Do góry poszczególne kolory, na dole wszystkie zmieszane razem.

 Rozświetlacz Goddness Of Love ma chłodny, srebrno-różowy odcień. Tak samo jak przy różu, efekt można stopniować od delikatnego do wyraźniejszej tafli. Nawet gdy nie widzimy go na pierwszy rzut oka to przy poruszaniu głową ładnie odbija światło. Tutaj również nie widzę żadnych drobinek ani brokatu. Nie ma więc obawy, że z czasem cała twarz nam się będzie świecić od niego. Nie różni się też pod względem trwałości, gdy nie dotykamy co chwilę twarzy to ładnie się na niej trzyma. Jak widać jest to produkt wypiekany, więc należy do bardzo wydajnych. 


 Oba produkty nie są raczej dostępne stacjonarnie, przynajmniej nie w mojej okolicy. Jednak łatwo je dostać w większości drogerii internetowych. Na markę MUR zdarzają się również promocje więc można je upolować z rabatem :) Zazwyczaj jeśli używam ich w duecie na co dzień to stawiam na trochę więcej różu i delikatnie podkreślam szczyty kości policzkowych rozświetlaczem aby nie przesadzić z ilością błysku. Taka opcja najbardziej mi się podoba ale nie wiem czy na zdjęciach udało mi się to uchwycić. Raczej nie mam zdolności do samodzielnego fotografowania makijażu samej sobie więc zdjęcia mogą być z różnych dni bo kilka podejść miałam do nich :)


 Podsumowanie: Serduszka MUR są według mnie warte zakupu. Wyglądają uroczo, mają ładne kolory i sprawdzają się bardzo dobrze w swojej roli. Ładnie się prezentują na twarzy, efekt można budować i nie znikają w trakcie noszenia. Do tego przystępna cena i duża wydajność sprawiają, że chętnie bym dokupiła inne kolory. Ale posiadam niestety tyle kosmetyków, że to już byłoby szaleństwo więc zadowolę się tą dwójką :)

 Macie w swoich zbiorach serduszka tej marki? Jak Wam się podobają?

Delia - Płyn dwufazowy do demakijażu oczu i ust

 Obowiązkowym elementem mojego makijażu jest tusz do rzęs. Bez pomalowanych rzęs nie wychodzę nawet do sklepu. Najczęściej sięgam po wersje wodoodporne dlatego do demakijażu oczu używam płynów dwufazowych. Ostatnio testowałam produkt marki Delia z serii Dermo System, który można używać do demakijażu oczu i ust. Ma dość dużą pojemność w porównaniu do innych tego typu produktów bo aż 200 ml. Jego cena to ok. 8 zł.


 Opakowanie jest przeźroczyste, zamykane "na klik". Dokładnie widać ile produktu nam zostało oraz czy warstwy nam się połączyły podczas wytrząsania. Niestety albo ja jestem jakąś ciamajdą albo to opakowanie jest niezbyt udane bo często mi się wylewa nie na wacik a gdzieś obok lub cieknie po opakowaniu. Dlatego ważne jest żeby szczelnie przykładać wacik do otworu i dopiero wtedy przechylić butelkę.


 Od producenta:


 Zapachu jak dla mnie faktycznie nie ma albo jest bardzo delikatny bo nie zwracam na niego uwagi. Ma ładny błękitny kolor co może nie jest ważne ale miłe dla oka :) Najważniejsze jednak jest jak sobie radzi ze zmywaniem makijażu. Ze zwykłymi maskarami jeszcze daje radę się uporać choć nie w ekspresowym tempie, trzeba potrzymać wacik przy oku i trochę potrzeć. Jednak wodoodpornych tuszy prawie nie rusza. Wymagałoby to bardzo długiego trzymania wacików, sporo tarcia oraz utraty kilku(nastu) rzęs. Po kilku próbach dałam sobie z nim spokój bo nawet po takich męczarniach budziłam się z resztkami tuszu pod okiem. Używam go teraz tylko wtedy, gdy użyję zwykłej maskary, nie wodoodpornej.


 Zostawia on tłustą warstwę na skórze ale na szczęście nie jest mocno uciążliwa, nie widzimy "przez mgłę". Nie zgodzę się też z brakiem podrażnień bo skóra jest zaczerwieniona przez to, że nie jest do końca skuteczny. W przypadku dostania się do oczu powoduje szczypanie i łzawienie. Ze względu na dużą pojemność wystarcza na dość długo mimo, że trochę się czasami marnuje podczas wylewania więc zaliczyłabym go do wydajnych.


 Podsumowanie: Niestety u mnie ten produkt się nie sprawdził. Albo mam bardzo trwałe tusze do rzęs albo on ma kiepskie właściwości. W każdym bądź razie ja do niego nie wrócę chociaż postaram się go zużyć do końca. Jednak o wiele skuteczniejsze są dla mnie płyny dwufazowe z Garnier lub L'oreal.

 Dwa "buble" pod rząd w postach, chyba mam kiepski humor skoro takie produkty do recenzji wybieram :) Miałyście go? Sprawdził się u Was? Jakie dwufazówki najbardziej polecacie?

Clochee - Krem nawilżająco-ujędrniający

 W sierpniowym "Naturalnie z pudełka" znalazłam krem nawilżająco-ujędrniający do twarzy marki Clochee. Oczywiście pewnie każda z Was już słyszała o nieprzyjemnej akcji związanej z krótką datą ważności tego produkty więc już nie będę do tego wracać. Produkty tej marki można kupić w ich sklepie internetowym lub wielu innych, są również dostępne w Douglasie. Obecnie tego akurat kremu nigdzie nie widzę, wszędzie jest niedostępny co może mieć związek z końcem daty ważności (do października 2015). Jego cena regularna to 109 zł.


 Opakowanie bardzo mi się podoba, tak samo jak logo marki. Wykonane jest z niebieskiego szkła i zakończone pompką w srebrnym kolorze. Jest dość ciężkie i lepiej żeby nam nie upadło np. na kafelki w łazience bo może tego nie przetrwać. Pompka działa bez zarzutów chociaż czasami zdarza jej się wystrzelić produkt nie na rękę. Dzieje się to głównie wtedy kiedy nie stał on w pozycji pionowej tylko leżał w kosmetyczce i na dnie nie ma zbyt dużo produktu.


 Od producenta:

 Zawiera kompleks wyższych kwasów tłuszczowych z nasion lnu (Omega 3, 6, 9). Bogaty w witaminę F, przeciwdziałającą utracie wody i hamuje proces starzenia. Chroni skórę tworząc na jej powierzchni cienką warstwę oraz odbudowuje jej płaszcz lipidowy. Znajdujący się w nim olej z nasion bawełny to bogate źródło witaminy E i nienasyconych kwasów tłuszczowych, szczególnie kwasu oleinowego i linolowego. Dzięki temu ma regenerujący wpływ na skórę i zdolność eliminowania wolnych rodników. (opis ze strony wizaz.pl)


  Krem ma bardzo specyficzny zapach, niestety mi się on średnio podoba. A czuć go nie tylko podczas nakładania ale również jeszcze sporo czasu po. Konsystencja kremu jest dość rzadka i lekka. Jednak aby go równomiernie rozprowadzić bez pozostawiania białych śladów trzeba chwilkę poświęcić. Wydawać by się mogło, że będzie się szybko wchłaniał ale nic z tego. Mam wrażenie, że u mnie on się w ogóle nie wchłania. I to do tego stopnia, że jak przejadę dłonią po twarzy to czuję jak się roluje pod moimi palcami. Dlatego pod makijaż u mnie on się tym bardziej nie nadaje. Próby wklepania korektora i nałożenia pędzlem pudru kończyły się mocnym zdenerwowaniem. Nic się nie trzymało na twarzy tylko się rolowało razem z kremem. Na początku myślałam, że nałożyłam zbyt grubą warstwę kremu przez to, ze chciałam go zużyć przed upływem daty ważności. Przy następnych próbach więc ograniczyłam się do minimum. I niestety znowu było to samo. Dlatego poddałam się i zaczęłam go stosować na noc, wtedy mi aż tak to rolowanie nie przeszkadza.


 Jednak skoro krem się nie wchłania (lub robi to w bardzo minimalnym stopniu) to jak może sobie poradzić z nawilżeniem skóry? No nie może. Dlatego zaczęło się u mnie pojawiać coraz więcej suchych skórek, musiałam częściej wykonywać peeling żeby się ich pozbyć. Ujędrnienia też nie zaobserwowałam. Podejrzewam go też o zapychanie chociaż głowy sobie uciąć nie dam, że to on jest sprawcą. Jednak nie zamierzałam dłużej się z nim męczyć na mojej twarzy. Obecnie używam go tylko na szyję i dekolt aby go wykończyć. 


 Podsumowanie: Gdybym kupiła ten krem sama z pełną świadomością to byłabym mocno rozczarowana i zła. Dla mojej cery się on kompletnie nie nadaje i czytając inne opinie o nim zastanawiałam się czy to aby na pewno ten sam krem. Może miało to związek z datą ważności, a może po prostu moja skóra potrzebuje czegoś zupełnie innego niż oferuje ten krem. Ważne, że ja na pewno do niego nie wrócę i bardzo chciałabym, żeby się wreszcie skończył. I raczej nie polecałabym Wam jeśli macie cerę tłustą.

Miałyście ten krem? Jak się u Was spisywał?

Goose Creek - Autumn oraz Harvest Hayride

 Jak już pewnie wiecie jestem świeco/woskomaniaczką i posiadam ich olbrzymie ilości. Nawet nie nadążam ich na bieżąco recenzować bo musiałabym codziennie chyba dodawać post zapachowy :) Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o dwóch jesiennych woskach marki Goose Creek. Dystrybutorem jest Pachnąca Wanna i to właśnie tam się w nie zaopatruję. Woski są w cenie 22 zł natomiast duże świece kosztują 95 zł. Na szczęście często pojawiają się promocje bo inaczej bym zbankrutowała już dawno temu :) Aktualnie można zrobić zakupy z rabatem -15 % na hasło: 6grudnia i obowiązuje do niedzieli włącznie.


 Autumn

 Nuty głowy: jesienne liście
 Nuty serca: pomarańcze, jabłka
 Baza: cynamon

 Nostalgiczny, jesienny zapach pełen spadających liści, pomarańczy, jabłek i cynamonu. (opis ze strony pachnacawanna.pl)


 Dla mnie ten zapach to głównie jabłka i pomarańcze. Delikatną słodycz owoców przełamuje cynamon ale nie wybija się on na pierwsze tło. Nie jest to więc typowo przyprawowy zapach. Dla mnie jest to słodko-świeże połączenie. Nie jest mdły i męczący. Jak wszystkie woski GC ma dużą intensywność, połowa kosteczki zapełnia cały pokój a potem przenosi się na sąsiednie pomieszczenia :) Zapach był wyczuwalny aż przez 3 tealighty czyli ok. 10-12 godzin.


 Harvest Hayride


 Nuty głowy: jesienne liście
 Nuty serca: imbir, cynamon, gałka muszkatołowa
 Baza: żarzące się drewno

 Radosny, jesienny dzień na łonie natury. Czyste powietrze wypełniają aromat liści, dymne aromaty żarzących się polan oraz zapachy przypraw - imbiru, cynamonu, gałki... (opis ze strony pachnacawanna.pl)


 W tym zapachu jest zdecydowanie więcej cynamonu i innych przypraw (imbir wyczuwam ale nie wiem jak pachnie gałka muszkatołowa). Tłem jest tutaj żarzące się drewno. Takie połączenie jest zdecydowanie "ostrzejsze" od poprzednika. Nie jest to więc zapach uniwersalny, który każdemu się spodoba. Jego intensywność jest równie mocna o ile nie bardziej, zdecydowałam się tylko na włożenie do kominka 1/3 kosteczki a zapach równie szybko rozniósł się w domu.


 Podsumowanie: Dla mnie oba te zapachy są idealne na jesień. Kojarzą mi się ze złotą jesienią jaka jest przedstawiona na opakowaniach a nie taką jak obecnie mamy za oknem. Jeśli miałabym wybierać jeden z nich to postawiłabym na Autumn. Głównie dlatego, że wolę słodsze i owocowe nuty niż te przyprawowe. Jednak nie mogę powiedzieć, że Harvest Hayride mi się nie podoba. Muszę mieć po prostu nastrój na niego :)

 Znacie już woski Goose Creek? Paliliście ich jesienne zapachy? Który bardziej trafiłby w Wasz gust?

Kulturalny listopad :)

 Miałam wczoraj napisać post ale cały dzień spędziłam na buszowaniu w sklepach internetowych, w końcu Dzień Darmowej Dostawy był. I chyba trochę poszalałam bo zamiast prezentów na święta wyszły mi prawie same prezenty dla mnie :) Ale teraz czas podsumować Kulturalny Listopad

 Znowu nie będzie żadnego filmu ale za to udało mi się przeczytać aż 4 książki czyli lepszy wynik niż w poprzednich miesiącach. Znalazły się wśród nich różne gatunki.

 Blake Crouch - Wayward Pines. Szum
 Blake Crouch - Wayward Pines. Bunt

 "Agent specjalny Ethan Burke przybywa do Wayward Pines w stanie Idaho w poszukiwaniu dwóch zaginionych funkcjonariuszy. Tuż po tym, jak przekracza granice miasta, rozpędzona ciężarówka taranuje jego auto. Burke traci pamięć. Nie wie, kim jest i gdzie się znajduje. Szybko jednak zauważa, że w miasteczku dzieją się dziwne rzeczy, a kontakt ze światem zewnętrznym jest niemożliwy. Ethan ma nowy cel: przetrwać."

 Seria "Wayward Pines" porównywana jest nawet przez samego autora do "Miasteczka Twin Peaks", "Z Archiwum X” czy "Lost”. Mimo tego, że kompletnie nie kojarzę pierwszego z nich to zaciekawiły mnie. Ponad 300 stron bardzo szybko mi się czytało chociaż trzeba przyznać, że to dość specyficzne książki. Nie każdemu się spodobają. Na razie nie posiadam ostatniej części trylogii ale jak tylko znajdę ją na jakiejś promocji to na pewno kupię bo ciekawi mnie jak się zakończy ta historia. Oby zakończenie było bardziej zrozumiałe niż w "Lost" :)


 Marek Krajewski - Liczby Charona

 "Maj 1929 roku. Lwów. Komisarz Edward Popielski wyleciał z policji za niesubordynację. Wreszcie ma czas na rozwiązywanie zagadek matematycznych i... na miłość. Namówiony przez piękną Renatę podejmuje się ryzykownego zlecenia i szybko wpada w kłopoty. A we Lwowie znów wrze. Brutalne morderstwa wstrząsają miastem. I tylko policja wie, co kryje w sobie tajemniczy list od mordercy."

 Nie jestem największą fanką polskich kryminałów. Jeśli mam wybierać to wole te zagraniczne. I wolę te osadzone we współczesnych czasach. Dlatego ta książka mnie nie wciągnęła zbytnio. Trudniej się czytało ją m.in. przez specyficzny język, w końcu to Lwów 1929 roku. Sam pomysł z zagadką matematyczną połączoną z morderstwem w fabule mi się podobał, zakończenie jednak znowu mnie rozczarowało. Było trochę za bardzo przekombinowane. Mam jeszcze jakąś książkę tego autora, oby była lepsza.


 Steven D Wolf, Lynette Padwa - Kometa i ja. Jak przygarnięty pies uratował mi życie 

 "Choroba Stevena sprawiła, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Kiedy był na skraju załamania, los jednak dał mu drugą szansę… w postaci psa o imieniu Kometa. Kometa nie zaznała w życiu przyjaźni człowieka. Trzymana w klatce, szkolona do wyścigów, została porzucona przez dawnego właściciela. Dopiero Steven pokazał jej, czym są spacery, smakołyki i pieszczoty. A w zamian za okazane serce tryskająca energią Kometa odwdzięczyła mu się bardziej, niż mógłby przypuszczać… Historia Stevena i Komety to wzruszająca, prawdziwa opowieść o przyjaźni między człowiekiem i psem, która odmieniła niejedno życie."

 Kocham psy dlatego sięgnęłam po książkę opisującą historię Komety i jej właściciela. Były w niej momenty, które delikatnie mnie wzruszyły ale obyło się bez łez. Jednak były też momenty, które mi się dłużyły. Ale to w końcu historia oparta na faktach więc nie zawsze będzie wesoło i wzruszająco.


 W listopadzie wpadły mi w ucho dwie piosenki Zary Larsson, siedemnastoletnia szwedzka piosenkarka zaskoczyła mnie pozytywnie. Szczególnie piosenka "Never Forget You" mi się spodobała.

 Zara Larsson & MNEK - Never Forget You 


 Zara Larsson - Lush Life 


  Piosenkę Arctic Monkeys - Do I Wanna Know? usłyszałam pierwszy raz u mojego brata w samochodzie i chociaż nie jest to najnowszy hit to często ja puszczałam w minionym miesiącu.


 A na koniec dwa hity: Naughty Boy ft. Beyoncé, Arrow Benjamin - Runnin' (Lose It All) oraz Adele - Hello czyli piosenki, które pewnie zna każdy :)



Jeśli znacie, którąś z tych książek to co o nich sądzicie? Jakie książki i filmy zaciekawiły Was ostatnio?  A co tam w Waszych głośnikach/słuchawkach słychać?