Projekt Denko - Sierpień :)

 Ostatnie dwa dni nie sprzyjały pisaniu postów, korzystałam z ostatnich słonecznych dni tego lata. Ale dzisiaj już nie ma pogody na wylegiwanie się w ogródku więc czas napisać Sierpniowy Projekt Denko. Przechodzimy od razu do rzeczy bo trochę się tego uzbierało. 


 Część zużytych produktów to miniaturki lub próbki, które zabrałam ze sobą na urlop. Pozwalają zdecydowanie zmniejszyć wagę bagażu i zaoszczędzić miejsce. W końcu jechałam tylko na tydzień :)


 1. Smile White - Płyn do płukania jamy ustnej
 Płyn dostępny w Biedronce, jest tani i wydajny. Odpowiada mi też jego "smak", nie jest zbyt ostry. KUPIĘ

 2. Timotei, Miraculous Repair - Szampon Zachwycające Wzmocnienie
 Trochę się bałam tego szamponu ze względu na zawartość olejku arganowego. Na szczęście nie wpłynęło to na obciążanie włosów. Nie plątał zbytnio moich włosów choć bez odżywki nie odważyłam się go stosować. Wystarczyły jednak lekkie odżywki, ciężki maski sobie darowałam bo takie połączenie pewnie źle by się skończyło. Zapach był przyjemny, lekko słodki. MOŻE KUPIĘ

 3. Head & Shoulders - Szampon przeciwłupieżowy Gęste i Mocne
 Ten szampon zużywał głównie mój brat, ja tylko czasami po niego sięgałam. Ładnie pachniał i dobrze oczyszczał włosy. Lekko plątał włosy ale odżywki sobie z tym radziły. Miał ładny zapach. MOŻE KUPIĘ

 4. CD - Żel pod prysznic Owoc Granatu
 Szczerze mówiąc nie zachwycił mnie ten żel. Kiepsko się pienił, słabo pachniał i jakoś niechętnie po niego sięgałam mając do wyboru inne. Nie wysuszał ale to za mało żeby do niego wrócić. W zapasach jeszcze mam jakiś ich żel ale więcej NIE KUPIĘ.

 5. Yves Rocher - Żel pod prysznic Karambola z Malezji 
 To już kolejna wersja tych żeli jaka się u mnie pojawia. Dobrze się pienią, nie wysuszają i ładnie pachną. Wersje owocowe są idealne na lato, mają orzeźwiające zapachy dlatego to właśnie on pojechał ze mną na urlop. KUPIĘ


 6. Green Pharmacy - Peeling cukrowo-solny Żurawina i Malina moroszka <recenzja>
 Peeling był skuteczny ale zostawiał po sobie delikatną warstewkę po parafinie. Nie była jednak ona bardzo uciążliwa i dało się ją zmyć żelem. Ze względu na obecność soli może podrażniać jeśli mamy jakieś ranki. Myślałam, że zapach będzie bardziej owocowy. Chociaż nie był zły to jednak wersja różana (do której jest podlinkowana recenzja) bardziej przypadła mi i mojej mamie do gustu. MOŻE KUPIĘ

 7. Balea - Krem do ciała Morela i Bazylia
 Miał lekką konsystencję i szybko się wchłaniał. Zapach delikatny, przyjemny ale nie zgadłabym, że to morela z bazylią. Nie był mocnym nawilżaczem, gdybym stosowała tylko ten krem cały czas to mógłby nie być wystarczający. Dlatego używałam go na zmianę z mocniejszymi nawilżaczami lub po użyciu peelingu, który nawilżał. Była to edycja limitowana więc NIE KUPIĘ.


 8. Gliss Kur - Szampon Ultimate Color (miniatura)
 Idealna pojemność na wyjazdy. Szampon dobrze oczyszczał, lekko plątał włosy i ładnie pachniał. MOŻE KUPIĘ

 9. Vis Plantis - Płyn micelarny 3w1 <recenzja>
 Dobrze radził sobie ze zmywaniem zwykłego makijażu i wodoodpornymi kredkami jednak z wodoodpornym tuszem sobie nie radził. Zostawiał lekko lepką warstewkę na skórze ale po jego użyciu i tak sięgałam po tonik, który sobie z tym radził. Nie podrażniał i nie powodował łzawienia oczu. Wygodne opakowanie, nie wylewało się za dużo produktu na wacik. MOŻE KUPIĘ

 10. Holika Holika - Żel aloesowy (miniatura)
 Kolejna miniaturka idealna na wyjazdy. Żel przydał mi się na urlopie po zbyt dużej ilości słońca. Łagodził podrażnioną skórę i przynosił ulgę. Miał świeży zapach, całkiem przyjemny. Mam żele z innych firm w zapasach więc opakowanie zostawię sobie do przelewania produktów na wyjazdy. MOŻE KUPIĘ


 11. The Secret Soap Store -  Krem do rąk Passiflora <recenzja>
 12. Scandia Cosmetics - Krem do rąk Wiśnia <recenzja>
 Oba kremy są bardzo podobne. Zapachy są cudowne i długo utrzymują się na dłoniach. Mają gęstą, treściwą konsystencję przez co potrzebują chwili na wchłonięcie i zostawiają po sobie lekko tłustawą warstwę na skórze. Mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie ponieważ efekt nawilżenia utrzymuje się przez to dłużej. Dłonie przestają być suche i szorstkie, są wygładzone i miłe w dotyku. Wystarczy odrobina na jedną aplikację przez co są wydajne. KUPIĘ

 13. LUS - Maseczka z koenzymem Q10
 To moja pierwsza maseczka w płacie jaką użyłam, jestem zacofana. Całkiem fajna tylko część na nos była wg mnie za krótka (może mam za duży). Ale skoro boki były dla mnie za długie to mogłam sobie kawałek obciąć i dołożyć na czubek nosa :) Przyjemnie nawilżyła twarz, zostawiła skórę miłą w dotyku. Mam jeszcze kilka innych rodzajów więc zobaczymy jak się spiszą. MOŻE KUPIĘ

 14. Yankee Candle - Wild Sea Grass <recenzja>
 Dość specyficzny zapach ale o dziwo mi się podobał. Ciężki do opisania, świeży z trawiastymi nutami. Była to edycja limitowana więc raczej już go NIE KUPIĘ.


 15. Nivea - Masełko do ust Blueberry <recenzja>
 Recenzowałam wcześniej wersję karmelową, teraz zdecydowałam się na jagodową. Lubię te masełka bo długo utrzymują się na ustach. Na noc nakładam grubą warstwę i do rana na nich zostaje. Zmiękcza i natłuszcza usta, przynosi ulgę spierzchniętym i suchym wargom. Ładnie pachnie, delikatnie słodko. MOŻE KUPIĘ

 16. Maybelline - Tusz do rzęs Lash Sensational Waterproof
 To już moje drugie opakowanie zużyte i na pewno będzie kolejne. Tylko ciągle zapominam zrobić zdjęcia i napisać recenzję. Maskara jest bardzo trwała i prawdziwie wodoodporna, nawet dwufazówki potrzebują chwili na jej zmycie. Daje ładny efekt na moich rzęsach, są wydłużone podkręcone i rozdzielone. Dopiero pod koniec swojego żywota trochę zaczyna je sklejać przy drugiej warstwie. KUPIĘ

 17. Oriflame -  Pomadka do ust Power Shine Peach Nectar
 Tą pomadkę posiadałam jeszcze przed założeniem bloga czyli czas było ją wykończyć i wyrzucić. Delikatny brzoskwiniowy kolor z połyskiem i drobinkami, bardzo lubiłam używać ją wiosną i latem. Trwałością nie powalała ale nie oczekiwałam tego od niej. Miała ładny, melonowo-arbuzowy zapach. Nie wiem czy są one jeszcze w sprzedaży ale MOŻE KUPIĘ.


 18. Perfect Me - Maseczka do włosów Repair & Colour Save
 Starczyła mi na 3 razy a mam już całkiem długie włosy. Nie obciążyła moich włosów, zostawiała je gładkie i miłe w dotyku. Przyjemnie pachniała. MOŻE KUPIĘ

 19. Mythos - Krem do rąk Oliwka + Masło Shea
 Zużyłam go na dwa razy w samolocie. Nawilżenie utrzymywało się na dłoniach przez cały lot, a do tego ładnie pachniał. MOŻE KUPIĘ

 20. i 21. Farmona, Let's Celebrate - Ekskluzywne masło do ciała Pinacolada oraz Cosmo
 Obie wersje miał fajne zapachy, które utrzymywały się dość długo na skórze. Cosmo był bardziej orzeźwiający i owocowy a Pinacolada bardziej słodki. Stosowałam je na nogi i całkiem nieźle je nawilżały. MOŻE KUPIĘ

 22. Ziaja, Liście Manuka - Żel myjący normalizujący
 Ma świeży zapach, przyjemnie się go używa. Dobrze oczyszcza skórę ale po jego zastosowaniu skóra jest delikatnie ściągnięta, krem sobie z tym radzi. Na szczęście nie ma w składzie alkoholu więc przy dłuższym stosowaniu nie powinien przesuszać. MOŻE KUPIĘ

 23. Sylveco - Lekki krem nagietkowy
 Faktycznie miał lekką konsystencję i szybko się wchłaniał. Nadawał się pod makijaż a jednocześnie nawilżał. Nie zauważyłam zapychania i pojawiania się niedoskonałości. Zapach delikatny, roślinny. MOŻE KUPIĘ

 24. Sylveco - Łagodzący krem pod oczy
 Nadaje się pod makijaż, ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Nawilżenie jest całkiem przyzwoite. MOŻE KUPIĘ

 25. Tołpa, Botanic Amarantus - Nawilżający krem matujący
 Fajny pod makijaż, szybko się wchłaniał i zostawiał skórę matową. Przyjemnie pachniał i nie zaszkodził mojej skórze. MOŻE KUPIĘ

 Z sierpniowych zużyć jestem zadowolona. W porównaniu do lipca poszło mi zdecydowanie lepiej, ponad dwukrotnie więcej pustych opakować. Jak widzicie tylko dwa kosmetyki mi podpadły i nie planuję do nich powrotów. Z reszty byłam zadowolona albo po prostu były mi dość obojętne. 

 A jak Wasze zużycia w tym miesiącu? Zadowolone?

Yankee Candle - Champaca Blossom oraz Luau Party

 Posty zapachowe to jedne z najprzyjemniejszych i najszybszych dla mnie w pisaniu dlatego dzisiaj właśnie na ten typ postawiłam. Od rana nie miałam prądu a teraz co chwilę go wyłączają na kilka minut więc ciężko mi idzie. Dlatego relaksuję się przy Champaca Blossom Yankee Candle a na dokładkę w poście dorzucę Luau Party :) Ten drugi nie jest dostępny w regularnej sprzedaży ale można go czasami upolować w internecie. Niestety z przykrością Was informuję, że ceny YC znowu poszły w górę i teraz za wosk na goodies.pl trzeba zapłacić 9 zł. Ale jest też dobra wiadomość: przez najbliższe trzy dni kupicie je z rabatem ponieważ sklep świętuje swoje 3. urodziny :) Dziś to aż -20% a w kolejnych dniach maleje do -15% i -10%. Kod rabatowy to: 3LATKAGOODIES


 Champaca Blossom

 "Wosk z kwiatowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: kwiaty magnolii champaca." (opis ze strony goodies.pl)


 Pewnie po wielu recenzjach zapachów już się domyślacie, że nie jestem znawcą kwiatów. Nie mam więc pojęcia jak pachnie magnolia Champaca. Wiem za to, że ten wosk ma bardzo ładny zapach :) Jest kwiatowy z nutą słodyczy ale bardziej kojarzy mi się z kwiatowymi perfumami niż świeżym bukietem.


 W pomieszczeniu jest wyczuwalny ale nie przytłacza. Dając małą ilość wosku uzyskuję subtelne, nienachalne tło co czasami jest bardziej pożądane niż uderzający w nos mocny zapach :) Można się przy nim zrelaksować i poczytać w spokoju książkę. Nie wyobrażam sobie, żeby komuś mógł on przeszkadzać :)


 Luau Party

 "Join the celebration … every day is a festival with the fun and fruity mix of orange fizz, sparkling peach and vanilla ice" (opis ze strony yankeecandle.com)


 Jako fanka owocowych zapachów musiałam wypróbować Luau Party :) To soczysta mieszanka owoców jednak ciężko wyodrębnić jakieś konkretne. Na pewno czuć pomarańczę ale reszty nie potrafię określić. Czytałam porównania, że pachnie jak sok multiwitamina i faktycznie coś w tym jest. Waniliowych nut w ogóle nie wyczuwam. Bezalkoholowy, owocowy drink popijany na Hawajach może tak pachnieć :)


 Nie jest zbyt słodki, raczej czuć kwaskowe nuty przez co jest orzeźwiającym zapachem. Intensywność oceniłabym na średnią ale jak widzicie nie wkładam do kominka dużo. Mi on w żaden sposób nie przeszkadzał, nie drażnił ani nie męczył. 

 Podsumowanie: Oba zapachy mi się podobają choć są bardzo różne. Może nie są to moi bezapelacyjni ulubieńcy ale od czasu do czasu z przyjemnością lądują w kominku. Jeśli miałabym wybrać jeden to postawiłabym jednak na Champaca Blossom. Nie tylko dlatego, że jest łatwiej dostępna ale też dlatego, że znam kilka owocowych mieszanek, które bardziej lubię niż Luau Party :) Jednak uważam, że warto oba wypróbować i przekonać się samemu.

 Znacie te zapachy? Ciekawią Was niedostępne u nas zapachy czy polska oferta YC Wam w zupełności wystarcza?

Sylveco - Odżywcza pomadka z peelingiem

 Witajcie po krótkiej przerwie spowodowanej moim urlopem. Miałam wczoraj już coś napisać ale stwierdziłam, że muszę odpocząć po wakacjach :) Powrót do Polski był małym szokiem pogodowym i nastrojowym. Za oknem pochmurnie i chłodno a w czwartek powrót do pracy więc dni błogiego lenistwa i wygrzewania się na słońcu to tylko wspomnienia. 
 Dzisiaj poczytacie sobie o odżywczej pomadce z peelingiem marki Sylveco. Akurat jestem w trakcie używania drugiego opakowania a trzecie czeka już w zapasach. Więc chyba domyślacie się, że bardzo ją polubiłam :) Niestety jej dostępność w moich okolicach jest zerowa, nie spotkałam jej stacjonarnie i muszę ją zamawiać ze sklepów internetowych gdzie zapłacicie za nią ok. 10 zł.


 Opakowanie jest typowe dla pomadek ochronnych, plastikowe z wykręcanym sztyftem, dodatkowo zapakowane w kartonik. Nie zdarzyło mi się aby się zacięło, napisy też ładnie się trzymają. Trzymam ją w kosmetyczce i nie otwiera się w niej samodzielnie. Dodatkowo to chyba pierwszy peeling do ust w tej formie na polskim rynku. Producent bardzo mądrze to wymyślił bo na pewno jest to wygodniejsze rozwiązanie od peelingów w słoiczku.


 Od producenta:


 Pomadka ma przyjemny, lekko słodki zapach, przynajmniej dla mnie. Choć czytałam już opinie, że nie pachnie zbyt ładnie. Kwestia gustu. Ale smak ma na pewno słodki, w końcu to kryształki cukru są odpowiedzialne za właściwości peelingujące :)


 Skład jak widać ma bardzo przyjemny i naturalny dlatego należy ją zużyć w przeciągu 3 miesięcy od otwarcia. Obecnie sięgałam po nią rzadziej i nie wiem czy czasami nie przekroczyłam już tego terminu. Po powrocie z urlopu moje usta są przesuszone, z suchymi skórkami ponieważ zapomniałam ją zabrać. Sięgnęłam po nią ale okazało się, że zrobiła się trochę twardawa i gumowata. Na szczęście zeskrobałam tą wierzchnią warstwę nożem i pod spodem wyglądała już normalnie i nadawała się do użytku. Jednak będę już pamiętać, żeby nie zostawiać jej na dłużej nie używanej.


 Nowy produkt, świeżo otworzony jest zupełnie inny, bez obaw. Jest na tyle miękka, że przy pierwszym użyciu w ogóle nie czułam działania peelingującego. Musiałam najpierw "zużyć" wierzchnią warstwę pomadki aby ukazały się drobinki cukru. Nie są one zbyt ostre ale pod warunkiem, że nie będziecie z całych sił przyciskać sztyftu do ust. Normalny nacisk w zupełności wystarczy aby poradziła sobie z martwym naskórkiem i odpowiednio wypielęgnowała i nawilżyła usta. Różnicę czuć już po pierwszym użyciu. Przynosi ulgę popękanym i spierzchniętym wargom. Zostawia po sobie trochę tłustawą warstewkę i kilka drobinek cukru więc raczej nie należy jej stosować przed wyjściem z domu :)


 Osobiście stosuję ją tylko wieczorem i zostawiam na ustach przez całą noc. Po pierwsze dlatego, że tak jak już wspomniałam, zostawia po sobie kryształki cukru widoczne na ustach więc poza domem mogłoby to dziwnie wyglądać. Po drugie stosowanie jej jeden raz dziennie w zupełności wystarcza, a czasami nawet jeszcze rzadziej. Po trzecie dlatego, że jeszcze lepiej działa gdy zostawimy ją na trochę aby najpierw zmiękczyła naskórek a później poprzez pocieranie warg o siebie robimy im kolejny mały peeling. Po czwarte utrzymuje się na ustach przez całą noc (jeśli jej nie zliżemy) i porządnie nawilża je.


 Podsumowanie: Dla mnie pomadka odżywcza z peelingiem to strzał w dziesiątkę. Jest wygodna w użytkowaniu a przede wszystkim skuteczna. Wygładza usta, pomaga pozbyć się martwego naskórka a do tego nawilża i odżywia. Moje usta są w o wiele lepszej kondycji odkąd ją regularnie stosuję. Jedyny minus to taki, że nie należy zostawiać jej na dłużej leżącej w kosmetyczce i nie używanej ponieważ robi się gumowata. Na szczęście wystarczy tą warstwę np. zeskrobać nożem i można ją normalnie używać. Na pewno to nie jest ostatnia sztuka u mnie i mam nadzieję, że nie wycofają jej ze sprzedaży :) Ciekawa też jestem innych pomadek Sylveco, pewnie kiedyś je wypróbuję.

 Jak się u Was spisywała? Jest ktoś niezadowolony z niej? A może jeszcze się nie skusiliście na jej wypróbowanie? 

 PS. Wybaczcie jeśli dzisiaj post jest trochę bardziej chaotyczny ale chyba mój mózg jest jeszcze na wakacjach :)

Kulturalny Lipiec :)

 Wreszcie wyczekany urlop, wczasy tuż tuż ale zanim zacznę myśleć o pakowaniu (którego nie cierpię) wypadało by napisać małe Podsumowanie Kulturalne Lipca :) 
 Tradycyjnie zaczynamy od książek, znowu tylko dwie udało mi się przeczytać. W pracy ostatnio nawet na nockach mam tyle zajęć, że czytam tylko podczas przerwy "śniadaniowej" więc kiepsko mi idzie. Ale lepsze dwie niż żadna :)

 Howard Roughan - Obietnica Kłamstwa

 Doktor David Remler jest wziętym psychoanalitykiem, autorem bestsellerowej książki, w której dokonał wnikliwej analizy ludzkich zachowań. Pewnego razu w jego gabinecie pojawia się nowa pacjentka, Samantha Kent, cierpiąca na zaburzenia emocjonalne spowodowane kryzysem małżeńskim. Jest piękna; David nie pozostaje obojętny na jej urodę. Po otrzymaniu dramatycznego nocnego telefonu od Samanthy, rusza do jej domu z pomocą, ale na miejscu zastaje tylko trupa. Wydarzenia przyjmują dla niego coraz mniej korzystny obrót, staje się głównym podejrzanym o morderstwo. Aby dowieść swojej niewinności, musi wyjaśnić, kim naprawdę była tajemnicza pacjentka i dlaczego wplątała go w misternie skonstruowaną intrygę...

 Bardzo dobra książka, wciągająca, szybko się ją czytało. Ciekawa akcja trzymająca w napięciu i satysfakcjonujące zakończenie. Jeśli lubicie thrillery/kryminały to powinna się Wam spodobać :)


 Joanna Chmielewska - Porwanie

 W sielską atmosferę popołudniowego brydża wdziera się umundurowana jednostka policyjna, szukając ofiary kolejnego porwania. I dom pisarki Joanny Chmielewskiej staje na głowie. Kogo tym razem porwano i pozbawiono fragmentu ucha? Dzielna szajka rodzinno-przyjacielska tropi mafię kulturalnych i nieco mniej kulturalnych porywaczy, a pomaga jej wścibska od zawsze nastolatka, pękająca od plotek krawcowa, krakowski artysta plastyk i - prywatnie - przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Do tego wszystkiego dochodzą porządne zawirowania uczuciowe. Za zdolnym palantem, który niczego nie kończy, lata taka jedna, może i druga. Za taką jedną lata następny, który nawet zdrową nerkę mógłby poświęcić w imię miłości. A Laskowska ma krótkie nóżki... Detektywi Joanny Chmielewskiej, popijając skomplikowane mieszaniny trunków rozwiązujące języki i żywiąc się oryginalnymi potrawami z odgrzewanymi mielonymi na czele, odkryją szokującą prawdę...

 Przyznam się, że to chyba moja pierwsza przeczytana książka Chmielewskiej. Wstyd. Nie jest to typowy kryminał jak dla mnie. Pisana w dość zabawny sposób ale nie wciągnęła mnie zbytnio i była trochę chaotyczna. Wg opinii w internecie to jedna ze słabszych jej książek i nie powinno się zniechęcać do autorki po jej przeczytaniu. I dlatego mam zamiar w przyszłości przeczytać coś innego :)


 Jedynymi filmami jakie udało mi się obejrzeć były ostatnie dwie części Harrego Pottera. Mam sentyment do tej serii, książki i filmy przerabiałam już po kilka albo kilkanaście razy i nadal mnie nie nudzą. Fani młodego czarodzieja na pewno mnie rozumieją :) Ostatnio leciały w TV i tak jakoś wyszło, że przysiadłam na chwilę i już zostałam do końca. Na drugiej części zawsze płaczę :)

 Harry Potter i Insygnia Śmierci Część 1 i Część 2

 Harry i jego dwójka przyjaciół, Ron i Hermiona, będą musieli zmierzyć się z misją jaką powierzył im Dumbledore. Ich zadaniem jest odnalezienie Horkruksów, tajemniczych przedmiotów, w których Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać ukrył części swojej duszy. Od samego początku trójka przyjaciół musi zmierzyć się z przeciwnościami, ponieważ ścigają ich śmierciożercy i szmalcownicy. Ministerstwo Magii i szkoła magii w Hogwarcie zostały przejęte przez siły Voldemorta, a najwyższą  władzę i tym samym miejsce dyrektora szkoły objął Severus Snape, prawa ręka Czarnego Pana. W tych czasach nikt nie morze czuć się bezpieczny, a szczególnie ci czarodzieje, którzy nie mają czystej krwi. Harry, Ron i Hermiona pozornie pozostawieni sami sobie, mogą jednak liczyć na pomoc Dumbledore'a, który niczym zza grobu pomaga im odnaleźć Horkruksy i przygotowuje ich na ostateczne starcie. Ale czy mimo tej pomocy Harry zdoła odnaleźć odpowiedź na pytanie: czym są Insygnia Śmierci i dlaczego Dumbledorowi tak zależało by je odnalazł? 



 W drugiej części widowiskowego zakończenia serii walka sił dobra z siłami zła świata czarodziejów przeistacza się w otwartą wojnę. Stawka nigdy nie była tak wysoka; nikt nie może czuć się bezpieczny. Być może w trakcie nieuchronnie zbliżającej się ostatecznej rozgrywki z Lordem Voldemortem to Harry Potter będzie zmuszony do ostatecznego poświęcenia. Tak kończy się cała opowieść.


 Jeśli chodzi o muzykę to ostatnio słuchałam zdecydowanie więcej radia i jest kilka piosenek, które chętnie w nim słyszałam. Nadal niekwestionowanym hitem jest u mnie Justin Timberlake "Can't Stop The Feeling" ale go już Wam polecałam miesiąc temu. Kolejną pozycją, którą uwielbiam słuchać i śpiewać jest Jennifer Lopez "Ain't Your Mama".


 Calvin Harris feat. Rihanna "This Is What You Came For" to kolejny utwór, który z przyjemnością puszczam. Trzeba jej przyznać, że nawet w błyszczącym worku wygląda seksownie :)


 Z podobnych klimatów wspomnę też o Mike Posner "I Took A Pill In Ibiza" (SeeB Remix)
 

Ze starszych utworów, pewnie Wam dobrze znanych, ostatnio często wracam do Rudimental feat. Ed Sheeran - Lay It All On Me. Przyjemnie się go słucha :)


 Jak Wasze kulturalne pozycje w tym miesiącu się przedstawiają? Coś ciekawego odkryliście?

Projekt Denko - Lipiec :)

  Połowa lata już za nami i wcale nie cieszy mnie ten fakt. Mam wrażenie, że czas mi ucieka między palcami. Ale pocieszam się tym, że od środy mam 2 tygodnie urlopu. To nic, że planów zero a pogoda nie będzie upalna. Może coś się jeszcze zmieni :) Ale zanim będę mogła sobie odpocząć to trzeba podsumować zużycia minionego miesiąca czyli czas na Lipcowy Projekt Denko :)


 Gdy wyciągnęłam z szafy reklamówkę z pustymi opakowaniami to mina mi zrzedła. Spodziewałam się, że będzie ich mniej niż ostatnio ale nie sądziłam, że aż taki kiepsko mi poszło. No ale pokazuję co mam.


 1. Yves Rocher - Żel pod prysznic Pomarańcza z Florydy
 Żele tej marki co jakiś czas się u mnie pojawiają. Dobrze się pienią, nie wysuszają i mają ładne zapachy. Pomarańcza jest soczystym, owocowym aromatem idealnym na lato, przyjemnie odświeża. KUPIĘ

 2. Isana - Mydło w płynie 
 To akurat limitowana, zimowa edycja pachnąca wanilią i karmelem czyli bardzo przyjemnie. Po raz kolejny się powtórzę, że lubię te mydła bo nie przesuszają moich dłoni i mają ładne zapachy. Teraz używam wersję z rabarbarem więc powiedzmy, że KUPIŁAM.

 3. Love 2Mix Organic - Szampon 2w1 dla włosów i ciała
 Stosowałam go tylko do włosów. Miał świeży, przyjemny zapach i dobrze się pienił. Jednak ze względu na łagodniejsze środki myjące czasami myłam włosy dwa razy np. gdy były obciążone jakąś maską lub bardziej tłuste. Po umyciu musiałam stosować odżywki/maski bo włosy były poplątane i nieprzyjemne w dotyku. Dawno nie wiedziałam już w sprzedaży produktów tej marki więc nie wiem czy można je gdzieś jeszcze dostać ale ja i tak tej wersji NIE KUPIĘ.

 4. Receptury Babuszki Agafii - Drożdżowa maska do włosów <recenzja> 
 Maska pomogła mi z problemem wypadających włosów, ograniczyła je w znacznym stopniu i spowodowała wysyp baby hair oraz szybszy wzrost. Do tego ułatwiała rozczesywanie i nie obciążała ich a wręcz wyglądały na bardziej odbite u nasady, lekkie i sypkie. Miała ładny, słodki zapach. Bardzo ją polubiłam i na pewno jeszcze ją KUPIĘ.


 5. Garnier - Płyn dwufazowy. Ekspresowy demakijaż oczu 2 w 1 <recenzja>
 Od dawna to mój stały bywalec w łazience. Radzi sobie ze zmywaniem wodoodpornych tuszy do rzęs bez konieczności większego tarcia, wystarczy przytrzymać trochę wacik. Nie podrażnia i nie wywołuje łzawienia oczu. Nie jest też bardzo tłusty więc nie mamy "mgły na oczach" po jego użyciu. KUPIĘ

 6. Kolastyna - Żel do mycia twarzy Refresh
 Żel polecany do cery normalnej i mieszanej miał oczyszczać i odświeżać bez wysuszania. Niestety ja czułam spory dyskomfort po jego zastosowaniu i zaraz po jego użyciu musiałam używać toniku albo wody różanej żeby przetrwać kilka dodatkowych minut w łazience przed nałożenia kremu. Stosowałam go stosunkowo rzadko żeby nie przesuszył mi skóry. Jeśli chodzi o oczyszczanie to nic mu nie mogę zarzucić ale raczej NIE KUPIĘ.

 7. Clinique - Dramatically different moisturizing gel (miniaturka)
 Nie wiem czy ten produkt ma jakąś polską nazwę więc piszę co jest na opakowaniu :) Posiadałam wersję do skóry mieszanej i tłustej, spodziewałam się chyba więcej po nim. Konsystencja kremowo-żelowa, twarz była po nim jakby przyjemnie wygładzona w dotyku. Nawilżenie jakieś było ale nie powalało na kolana dlatego stosowałam go tylko raz dziennie, głównie rano. Pełnowymiarowego opakowania raczej NIE KUPIĘ.


 8. Adidas - Woda toaletowa Fizzy Energy
 Świeży, kwiatowo-owocowy zapach ale nie zachwyca swoim aromatem. Jest dość delikatny i nie powala trwałością. Używałam raczej na szybkie wyjścia do sklepu lub siedząc w domu. Na dłuższe wyjścia się nie sprawdzi. Raczej NIE KUPIĘ

 9. Victoria's Secret - Bombshell perfumetka-podróbka
 Wiem, że dużo osób gardzi takimi podróbkami znanych zapachów. Ja dostałam je na prezent i nie narzekałam. Zapach mi się podobał, również był świeży i kwiatowo-owocowy ale bardziej ciekawy od poprzednika. Nie wiem jak się ma do oryginały bo nie miałam okazji porównać. Zaskoczyła mnie pozytywnie trwałość, nawet po kilku godzinach był jeszcze wyczuwalny. Do tego pojemność 20 ml jest idealna do torebki. Jak kiedyś spotkam go to MOŻE KUPIĘ.


 10. BioLove - Kula do kąpieli Musk <recenzja>
 Starczyła mi na dwie kąpiele, nie było problemu z jej rozpuszczeniem. Miała delikatny i przyjemny zapach, który umilał siedzenie w wannie plus dodatkowo zawierała płatki róży. Dzięki zawartości masła shea i oleju winogronowego trochę nawilżała skórę. Szkoda tylko, ze dostępne są tylko w sklepach Kontigo w Warszawie. Jak będzie okazja to KUPIĘ

 11. Bandi - Kojący krem dla skóry tłustej (próbka)
 Miał ładny zapach, nawilżał, nie zostawiał tłustej cery, dobrze się nadawał pod makijaż. MOŻE KUPIĘ

 12. Tołpa - Nawilżające serum odprężające (próbka)
 To już druga próbka tego serum jaką zużyłam i podtrzymuję zdanie, że nie zauważyłam większego nawilżenia. NIE KUPIĘ

 Podsumowanie: W lipcu poszło mi zdecydowanie gorzej niż w poprzednich miesiącach. Fakt, że mam pootwieranych kilka produktów na raz np. 4 żele pod prysznic czy kilka nawilżaczy do ciała, utrudnia zużywanie. A może to letnie lenistwo też się przyczyniło? Jednak mam nadzieje, że za miesiąc będzie lepiej.

 A Wam jak poszło zużywanie kosmetyków w lipcu?