Yankee Candle - Zapachy na Halloween: Candy Corn & Forbidden Apple

 Już za kilka dni Halloween dlatego u mnie ostatnio w kominku goszczą zapachy Yankee Candle wypuszczane właśnie specjalnie na tą okazję: Candy Corn oraz tegoroczna nowość Forbidden Apple. Dostępne są one w woskach i samplerach, średnich świecach oraz pillarach. Co roku zmienia się też ich szata graficzna, mój Candy Corn pochodzi z poprzednich lat. Oba zapachy są jeszcze dostępne w sklepie Goodies.pl w cenie 9 zł (woski).


 Candy Corn

 Wosk z limitowanej Halloweenowej serii zapachowej Yankee Candle. Wyczuwalne aromaty: cukierki, słodka kukurydza. (opis ze strony goodies.pl)

 Nie miałam okazji nigdy próbować cukierków Candy Corn, nawet nie widziałam ich na półkach sklepowych w Polsce więc nie miałam pojęcia czego się spodziewać po tym wosku. Dla mnie to słodki, cukierkowy aromat z nutą wanilii i czegoś jeszcze czego nie umiem określić (pewnie ten syrop kukurydziany). Czytałam, że niektórzy czują w nim karmel lub owoce ale mój nos w ogóle tego nie wyłapuje. 


 Jest średnio intensywny, dobrze wyczuwalny ale nie zabija mocą. Na szczęście nie jest zbyt mdły i męczący choć dawkuję go sobie w rozsądnej ilości. 

 Forbidden Apple


 Wosk z limitowanej Halloweenowej serii zapachowej Yankee Candle o zapachu zaczarowanego zielonego jabłka. (opis ze strony goodies.pl)


 Ten zapach pojawił się dopiero w tym roku po raz pierwszy ale mam nadzieję, że wróci za rok w kolekcji halloweenowej. Jest soczyście jabłkowy, słodki ale z minimalną nutką kwaskowatości. Jednak gdzieś tam w tle czai się coś co go odróżnia od np. Sweet Apple YC. Wg amerykańskiej strony YC jest to bergamotka, czarny dąb i wanilia noir.
 Intensywność ma podobną do poprzednika, nie ma tutaj mowy o męczeniu czy bólu głowy.


 Podsumowanie: Candy Corn to taki przyjemny słodziak, nie jest dla mnie jakoś szczególnie interesujący ale może niektórzy docenią jego prostotę. Forbidden Apple za to chętnie widziałabym u siebie w słoju ponieważ bardzo lubię tą wersję soczystego jabłuszka. Do tego uważam go za uniwersalny zapach, można go palić cały rok a nie ograniczać się tylko do okolic Halloween :)

 Znacie te zapachy? Który bardziej jest w Waszym guście? Wolicie owocowe czy słodkie zapachy?

 Zapraszam Was też do udziału w rozdaniu z okazji trzecich urodzin mojego bloga. Jeszcze tylko kilka dni możecie się zgłaszać a myślę, że warto. Do wygrania m.in. B&BW, Organique, TBS, Love Me Green, Yankee Candle itd. 

http://blondechemist.blogspot.com/2016/09/rozdanie-z-okazji-trzecich-urodzin-bloga.html

Sylveco - Hibiskusowy tonik do twarzy

 Przepraszam. Znowu. Chyba brak słońca wpędza mnie w jesienną depresję. Dość.
 Tonik do twarzy to obowiązkowy krok w mojej pielęgnacji zarówno rano, jak i wieczorem. Rano nie lubię myć twarzy, służy mi więc wtedy głównie do oczyszczania cery z nagromadzonego podczas snu sebum. Wieczorem jest dopełnieniem demakijażu oraz przywraca równowagę skórze po jej umyciu. Ostatnio testuję hibiskusowy tonik do twarzy marki Sylveco, który znalazłam w Joy Box'ie. Jeśli jesteście szczęściarami i możecie dostać produkty tej marki stacjonarnie to Wam zazdroszczę :) Na szczęście dla mnie można je kupić w wielu sklepach internetowych, za tonik zapłacicie ok. 15 zł.


 Opakowanie to ciemna, plastikowa buteleczka zamykana na "klik" o pojemności 150 ml. Zamknięcie jest bardzo szczelne i czasami wręcz trudno mi je otworzyć. Otwór jest dość małych rozmiarów ale nie ma problemów z wydostaniem produktu na wacik, wystarczy nacisnąć buteleczkę.


 Od producenta: 


 Konsystencja jest oryginalna, niby żelowa ale dość rzadka i płynna. Jeśli na waciku wyląduje duża ilość produktu to trzeba uważać żeby nie spłynął z niego bo "utrzymuje się" na jego powierzchni. Przy mniejszej wacik go "wpija" i nie ma z tym problemu. Nie sprawia problemów przy rozprowadzaniu na twarzy. Na początku czuć jakby zostawiał po sobie trochę lepką warstwę na skórze ale po chwili wchłania się i to uczucie znika. Tonik jest czerwono-brunatnego koloru i ma delikatny roślinny zapach, podobno przypomina herbatkę hibiskusową.
 

 Tonik stosowałam zarówno rano jak i wieczorem jednak uważam, że lepiej spisywał się stosowany po dniu bez makijażu lub po wstaniu z łóżka. Czasami miałam wrażenie, że nie do końca radził sobie z pozostałościami makijażu. Nie jest to więc dobrze oczyszczający tonik, raczej lekko odświeżający i nawilżający. Jeśli po myciu twarzy czuję ściągnięcie to przynosi ulgę. Zostawia skórę miękką i wygładzoną. Nie wyrządził mi krzywdy, nie podrażniał ani nie zapychał. 


 Podsumowanie: Tonik Sylveco jest bardzo przyjemny w używaniu. Cera po jego użyciu jest odświeżona i nawilżona oraz miła w dotyku. Jak dla mnie nie jest mocno oczyszczającym produktem dlatego wolę go stosować rano, po wstaniu z łóżka. Mimo to, sięgam po niego chętnie i nie wykluczam powrotów w przyszłości :)

 Miałyście go? Jak się u Was sprawował? Lubicie takie "inne" konsystencje czy wolicie tradycyjne?

 Zapraszam Was też do udziału w rozdaniu z okazji trzecich urodzin mojego bloga. Macie czas do końca miesiąca a jest o co walczyć moim zdaniem :) Do wygrania m.in. B&BW, Organique, TBS, Love Me Green, Yankee Candle itd.

http://blondechemist.blogspot.com/2016/09/rozdanie-z-okazji-trzecich-urodzin-bloga.html

Projekt Denko - Wrzesień

 Nadszedł ten czas w roku kiedy robienie zdjęć przy naturalnym świetle staje się chyba niemożliwe. Więc do wyboru mam albo nieostre zdjęcia albo cudowny błysk lampy. No albo zawieszenie działalności do powrotu bardziej słonecznych dni :) Mam więc nadzieję, że wybaczycie mi te zdjęcia ale czas napisać Wrześniowy Projekt Denko.


 Powiem Wam, że nawet się zdziwiłam ile tego się uzbierało przez ten miesiąc. Będzie co opisywać ale postaram się streszczać :)


 1. Pilomax - Maska regenerująca do włosów jasnych Blonda WAX
 Maska, którą używa głównie moja mama. Ograniczyła jej wypadanie włosów a nawet nagle zaczęły się jej robić loki (choć nie wiem czy to jej zasługa) :) Mi się zdarzało ją nakładać ale rzadko ponieważ nie chce mi się jej trzymać około pół godziny. Nie pomagała też w rozczesywaniu moich długich włosów, może teraz jak są dużo krótsze będzie lepiej. W każdym bądź razie mama zużyła już drugie opakowanie a trzecie jest w użyciu więc pewnie jej KUPIĘ.

 2. Organic Shop - Relaksująca piana do kąpieli Sugar Vata
 Znalazłam zagubiony karton w szafie z produktami tej marki. Ten dawał niezłą pianę podczas kąpieli i miał słodkawy zapach, może nawet przypominał trochę watę cukrową ale dawno nie jadłam więc mogę sobie coś wkręcać :) Całkiem wydajny i fajny umilacz kąpieli. MOŻE KUPIĘ

 3. Oceania - Żel pod prysznic Poziomka & Winogrono
 Tani żel o dużej pojemności, ładnie pachnie, dobrze się pieni i nie przesusza mojej skóry. MOŻE KUPIĘ

 4. Balea - Żel pod prysznic Truskawka
 Lubię ich żele za ładne zapachy, dobre pienienie się i nie szkodzenie mojej skórze. MOŻE KUPIĘ


 5. Welness & Beauty - Olejek do ciała Mango & Papaja
 Bardzo lubię kosmetyki o zapachu mango dlatego polubiłam ten olejek. Do tego dobrze nawilża ale trzeba liczyć się z tłustawą warstwą jaką zostawia, mi to nie przeszkadza. Często znajdziemy go w promocyjnej cenie więc chętnie do niego wrócę. KUPIĘ

 6. Organic Therapy - Złoty scrub do twarzy
 Ma przyjemny zapach, lekko pomarańczowy. Mimo sporej ilości drobinek jest dość delikatny, nie jest mocnym zdzierakiem więc nie wyrządził mi krzywdy ale skutecznie oczyszczał cerę. Nie wysuszał ani nie podrażniał. "Złote" drobinki nie zostają na twarzy więc nie wyglądamy jak obsypane brokatem. MOŻE KUPIĘ

 7. Garnier - Płyn dwufazowy. Ekspresowy demakijaż oczu 2 w 1 <recenzja>
 Od dawna to mój stały bywalec w łazience. Radzi sobie ze zmywaniem wodoodpornych tuszy do rzęs bez konieczności większego tarcia, wystarczy przytrzymać trochę wacik. Nie podrażnia i nie wywołuje łzawienia oczu. Nie jest też bardzo tłusty więc nie mamy "mgły na oczach" po jego użyciu. KUPIĘ


 8. BIOLOVE - Peeling do ciała Kawowy <recenzja>
 Cukrowy peeling kawowy dobrze radził sobie z martwym naskórkiem (sprawdzone przy łuszczącej się skórze po opalaniu) i wygładzał ciało. Do tego ma świetny, pobudzający zapach prawdziwej kawy oraz właściwości nawilżające. Jedyny minus to dostępność tej marki ale jak tylko zawitam do Warszawy to KUPIĘ.

 9. Lilla Mai - Nawilżający krem arganowy z olejkiem lawendowym <recenzja>
 Bardzo fajny naturalny skład, dobrze nawilżał a zapach był przyjemny i nie kojarzył mi się z kulkami na mole. Miał przyjemną konsystencję i nadawał się pod makijaż mimo tego, że skóra się po nim świeciła. Nie spowodował zapychania ani innych nieprzyjemnych skutków ubocznych. Na razie zapasy zużywam ale chętnie go kiedyś KUPIĘ.

 10. BIOLOVE - Mus od ciała Mango <recenzja> 
 Obłędny, soczysty zapach to pierwsze co mi przychodzi do głowy na wspomnienie tego musu. Do tego puszysta konsystencja, która w kontakcie z ciepłem ciała zamienia się w olejek i porządnie nawilża. KUPIĘ


 11. Procudent - Płyn do płukania jamy ustnej mini
 Idealna pojemność na wyjazdy, przyjemny smak, dobrze odświeża. MOŻE KUPIĘ

 12. Dermedic - Regenerujący krem do rąk
 Ładnie pachnący krem, przyzwoicie nawilża choć krótkotrwale i nie zostawia tłustej ani klejącej warstwy na dłoniach. Sprawdził się stosowany w pracy po każdym myciu rąk :) MOŻE KUPIĘ

 13. Podologic Med - Kremowy opatrunek na zrogowacenia stóp 
  Polubiłam go, dobrze nawilżał i zmiękczał moje stópki. Miał przyjemny zapach i dość szybko się wchłaniał choć ja i tak zawsze skarpetki ubierałam. MOŻE KUPIĘ


 14. Thalion - Thali'Source, Essential Moisturizing Cream
 Krem dobrze nawilżał, szybko się wchłaniał i nie zostawiał zbytnio błyszczącej skóry przez co był świetny pod makijaż. Miał przyjemny zapach i wygodną mini tubkę idealną na wyjazdy. Jednak cena pełnowymiarowego produktu zniechęca mnie do kupna więc mimo wszystko raczej NIE KUPIĘ.

 15. Intelligent Skin Therapy - Active Skin Concentrate Hydrating
 Serum o żelowej konsystencji, szybko się wchłaniało i nie zostawiało ani tłustej ani klejącej warstwy na skórze. Nawilżało ale nie było to jakieś wyjątkowe działanie jak dla mnie. Może gdybym na nie jeszcze krem nakładała to byłoby lepiej. MOŻE KUPIĘ

 16. Green Pharmacy - Jedwab w płynie. Serum na łamliwe końcówki <recenzja>
 To chyba już trzecie zużyte przeze mnie opakowanie. Bardzo dobrze zabezpiecza końcówki przed rozdwajaniem i ma ładny, słodki zapach. Jest wydajny i nie obciąża włosów. Na razie zrobię sobie przerwę i wypróbuję coś innego ale pewnie jeszcze do niego wrócę bo byłam zawsze z niego zadowolona. KUPIĘ


 17. Bania Agafii - Balsam do włosów odżywczo-regenerujący
 18. Bania Agafii - Balsam do włosów Aktywator Wzrostu
  Dla mnie oba były bardzo podobne. Dość rzadka konsystencja ale nie spływały z dłoni czy włosów. Włosy po nich były miękkie, łatwo się rozczesywały i nie były obciążone. Aktywator wzrostu chyba nie miał okazji zadziałać po jednym opakowaniu :) MOŻE KUPIĘ


 19. Bell - Puder 2Skin Pocket Mat
  Miał całkiem mocne krycie i nawet stosowany świecącą się cerę po kremie zapewniał mi matowe wykończenie. W ciągu dnia musiałam sięgać po bibułki matujące ale to u mnie norma. Podczas nakładania trochę się pylił bo był dość miękki przez co też jego wydajność trochę malała. Ładny kolor dla bladolicych. Nosiłam go w torebce do poprawek bo ma porządne opakowanie, gąbeczkę i spore lusterko. MOŻE KUPIĘ

 20. Bielenda - Pomadka SOS Lip Expert. Kompres do ust nawilżający
 Pomadka do częstego stosowania w ciągu dnia. Sięgałam po nią w pracy bo tam słoiczki się nie bardzo sprawdzają. Przyzwoicie nawilżała gdy nie miałam problemów z ustami, w gorsze dni była jednak za słaba. MOŻE KUPIĘ

 21. Skin 79 - Krem BB Gold (próbka) 
 Jasny kolor, trochę szarawy ale ładnie dopasowujący się do naszego koloru twarzy. Nie wygląda się w nim trupio i niezdrowo. Ma bardzo dobre krycie, nawet lepsze od niektórych drogeryjnych podkładów. U mnie musi być jednak przypudrowany bo ja mam tendencję do szybkiego świecenia. Miałam już wcześniej pełnowymiarowe opakowanie więc powiedzmy, że KUPIŁAM.


 
 22. BeBeauty - Płatki kosmetyczne
 Kupiłam w trójpaku w Biedronce, są całkiem ok i spełniają swoje zadanie. MOŻE KUPIĘ

 23. Himalaya Herbals - Pasta do zębów Sparkly White
 Stały bywalec w mojej łazience. Delikatna dla moich zębów i dziąseł, dobrze się pieni i jest przyjemna w smaku. KUPIŁAM

 24. Heart & Home - sampler Sweet Black Cherry 
 Na sucho ładny zapach słodkiej wisienki jednak w paleniu było ją słabo czuć. Lepiej się spisał wrzucany sporym kawałkiem do kominka. Wolę jednak inne marki więc NIE KUPIĘ.

 Podsumowanie: Jestem zadowolona z wrześniowego wyniku zużytych opakowań, całkiem sporo udało mi się zużyć. Większych bubli nie było co też cieszy ale za kilkoma perełkami będę tęsknić jak np. Biolove czy Lilla Mai więc muszę szybciej zużywać zapasy lub jechać do Warszawy na zakupy :)

A jak tam Wasze denka? Zadowolone jesteście? Pewnie publikuję je jako ostatnia :)

Kulturalny wrzesień :)


 Dzień dobry w pierwszym poście października. U mnie dzień typowo jesienny: chłodno, pada i jest tak ciemno, że nie da rady sfotografować pustych opakowań do projektu denko. Dlatego dzisiaj będzie Podsumowanie Kulturalne Września. Oprócz przeczytanych książek i piosenek, które lubiłam słuchać w minionym miesiącu znalazł się nawet jeden film.

 Ian Rankin - Memento mori

 W Szkocji ma odbyć się szczyt G8. W przewidywaniu masowych protestów antyglobalistów do ochrony zostają ściągnięte ogromne siły policyjne, wspomagane przez amerykańskich marines. Kilka tygodni przed spotkaniem od ciosu w tył głowy i śmiertelnego zastrzyku heroiny ginie gwałciciel, przedterminowo wypuszczony z więzienia. Śledztwo, które prowadzi John Rebus i jego podwładna, detektyw Siobhan Clarke, utyka w martwym punkcie. Świeżo odnalezione dowody kierują je na nowe tory, wskazując na działanie seryjnego zabójcy. W przeddzień szczytu z murów Zamku Edynburskiego, w którym odbywała się uroczysta kolacja, spada jeden z delegatów, młody angielski polityk. Samobójstwo, nieszczęśliwy wypadek czy morderstwo? Kiedy Rebus i Clarke zaczynają w końcu dostrzegać powiązania tam, gdzie teoretycznie nie powinno ich być, zostają odsunięci od sprawy na rozkaz służb specjalnych i muszą działać wbrew decyzjom przełożonych. 

 Na regale mam kilka książek tego autora i razem z mamą lubimy jego twórczość. Ten kryminał był równie udany chociaż polityczne tło w książkach zazwyczaj mnie nie zachwyca. Historia rozwija się w sposób ciekawy i zaskakujący. Zakończenia chyba nikt nie przewidzi choć można czuć mały niedosyt, że sprawiedliwość nie do końca wygrywa w taki sposób w jaki powinna.


 Marina Anderson - Mroczny Sekret

 Harriet Radcliffe ma dwadzieścia trzy lata, stałą pracę i narzeczonego. Z pozoru jest szczęśliwa, ale tak naprawdę jej życie jest bardzo nudne. Wszystko wskazuje na to, że nadszedł właściwy moment, aby do przewidywalnej codzienności wprowadzić odrobinę pikanterii. Dziewczyna odpowiada na ogłoszenie o pracę i nieoczekiwanie zostaje asystentką znanej na całym świecie gwiazdy filmowej. Nagle otwiera się przed nią sekretny świat seksualnych obsesji i erotycznych intryg. Zanurzając się w nim, Harriet stopniowo i z niemałym zaskoczeniem odkryje własne potrzeby i pragnienia.

 Znowu pokazuję Wam zboczoną propozycję ze śmiałymi scenami erotycznymi. Do kolegów na nockach w pracy śmieję się, że powinni uważać jak czytam takie rzeczy :) Na pewno nie jest to propozycja dla każdego ale czyta się szybko i nie zasypia się przy niej :)


 Jobs (2013)

 Był ekscentrykiem, buntownikiem, czasem szaleńcem. Zawsze uważał, że wie lepiej i zwykle się nie mylił. Od początku wiedział czego chce i potrafił o to walczyć. Był niełatwym partnerem w biznesie i w życiu. Potrafił uszczęśliwiać, ale także okrutnie ranić najbliższych. Założył firmę w garażu, by po kilku latach wprowadzić ją na giełdę i stać się milionerem. Wkrótce stracił jednak nad nią kontrolę i został usunięty z Apple. Jego charyzma działała nie tylko na inwestorów, ale także na kobiety. Potrafił je uwodzić, ale czy uszczęśliwiać? Nawet w sytuacji, która  innym wydawałaby się bez wyjścia, znalazł siłę, by po raz kolejny wspiąć się na szczyt, odzyskać Apple i zmienić kulejącą firmę w światową potęgę. Przeciwności losu zmieniły go jako człowieka, ale nie jako wizjonera. Dlatego to właśnie on przyniósł światu iPhone, iPod i iPad… (opis ze strony filmweb.pl)

 Przyznaję bez bicia, że film obejrzałam tylko ze względu na Ashton'a Kutcher'a, który gra w nim główna rolę :) I był bardzo przekonujący jako aktor bo choć bardzo go lubię to w tym filmie jego bohater mnie tak bardzo wkurzał, że miałam ochotę go kilka razy walnąć. Dowiedziałam się, że Steven Jobs był przez sporą część swojego życia dupkiem. Może i był wizjonerem w dziedzinie technologii ale na pewno nie w relacjach międzyludzkich. Film ogólnie całkiem dobry.


 A na koniec kilka piosenek, które z przyjemnością słuchałam we wrześniu.

 Jonas Blue, JP Cooper - Perfect Strangers


 Justin Timberlake, Anna Kendrick - True Colors


 Ellie Goulding - Still Falling For You


 Major Lazer - Cold Water (feat. Justin Bieber & MØ)


 Shawn Mendes - Treat You Better 


 Grzegorz Hyży - Pod Wiatr


Monika Lewczuk - Ty i Ja


 To chyba wszystko na dzisiaj chociaż piosenek mogłabym jeszcze sporo dodać :) 
 Zapraszam również do udziały w rozdaniu z okazji trzecich urodzin mojego bloga. Do wygrania m.in. B&BW, Organique, TBS, Love Me Green, Yankee Candle itd. 

http://blondechemist.blogspot.com/2016/09/rozdanie-z-okazji-trzecich-urodzin-bloga.html