Projekt denko - sierpień

 Koniec miesiąca nadszedł więc pora na sierpniowy projekt denko. Nie jest źle, dla mnie każde denko powyżej 10 produktów to duży sukces :) Nie mam pojęcia jak Wy zużywanie po 20-30 produktów w ciągu miesiąca. Oczywiście to przez to, że mam pootwieranych kilka żeli, szamponów, odżywek itp. na raz. No i w sumie mam dwa miejsca zamieszkania teraz a kosmetyków pielęgnacyjnych nie wożę ze sobą. No i tyle usprawiedliwień. Żeby nie było, że się nie myję czy coś :)


1. Farby do włosów L'oreal, Sublime Mousse oraz Schwarzkopf, Color Mask
 W tym miesiącu razem z mamą zdecydowałyśmy, że czas najwyższy pofarbować odrosty. Wybrałyśmy te same farby co ostatnio więc nie są złe :) Obie są łatwe w obsłudze, nie potrzeba dodatkowych miseczek czy pędzelków. Wstrząsamy zawartość w dołączonym opakowaniu i uzyskujemy farbę w formie pianki lub maski. Nakładanie na włosy też nie sprawia trudności, nic nie spływa i nie ucieka. Obie śmierdzą amoniakiem ale idzie wytrzymać :) Mój kolor zazwyczaj daje lekko żółtawe odrosty ale walczę z nimi fioletowym szamponem i jest ok. KUPIĘ


2. Isana - Płyn do kąpieli Golden Glamour
 Litrowy płyn z Isany mnie zaskoczył pozytywnie. Ma bardzo przyjemny zapach ale ciężki do określenia. Nie mam pojęcia czym pachnie ale ważne, że umila kąpiel :) Bardzo dobrze się pieni, w porównaniu do Luksji tu wystarczy mniejsza ilość do lepszej piany. Napis "Limitierte Edition" trochę mnie martwi więc chyba trzeba będzie zrobić mały zapas, jeden już KUPIŁAM.

3. Grace Cole, Fruit Works - Body Scrub <recenzja>
 Skusiłam się przez ładny wygląd i zapach oraz niewysoką cenę. Niestety scrubem bym tego nie nazwała. Żelem peelingującym zresztą też nie. Nie pienił się w ogóle a drobinki były bardzo delikatne więc najwyżej możemy się nim delikatnie pomasować ale martwego naskórka nie ruszy. Dlatego niechętnie go używałyśmy z mamą, stał w łazience przez kilka miesięcy a pisałam o nim w grudniu :) NIE KUPIĘ


4. Intimea - Emulsja do higieny intymnej
 Tani produkt do higieny intymnej z Biedronki. Pachnie bardzo delikatnie rumiankowo, dobrze się pieni, nie podrażnia i nie uczula. Spełnia swoje zadanie i nie szkodzi więcej nie wymagam od niego. Na razie kupiłam coś innego na przetestowanie ale MOŻE KUPIĘ.

5. Joanna, Naturia - Peeling myjący z kiwi <recenzja>
 Te peelingi są dużo lepsze od tego z pkt 3. Pienią się więc można się nim umyć, drobinki są wyczuwalne więc mogą peelingować a do tego zapachy też przyjemne. U mnie są wydajne mimo małej pojemności. Truskawkę również zużyłam ale nie mam już opakowania. Inne wersje zapachowe mnie również ciekawią więc pewnie KUPIĘ.

6. Garnier, Essentials - Odświeżający tonik witaminowy
 Ciężko mi coś o nim napisać bo zdążyłam go użyć może z 3-4 razy. Ładnie pachniał i nie kleił się. Wydaje mi się, że dobrze oczyszcza i odświeża. Niestety jeśli do butelki dobierze się 19letni brat i będzie sobie nim nogi mył (bo do twarzy nie potrzeba takich ilości używać) to szybko się skończy. Tak się stało z naszym, po miesiącu używania nie została ani kropelka. Ale wydawał się fajny więc żeby się z nim lepiej zapoznać  MOŻE KUPIĘ.


7. Dermaglin - Maseczka przeciwtrądzikowa <recenzja>
 Jedna z najczęściej kupowanych przeze mnie maseczek drogeryjnych. Dobrze oczyszcza, ma krótki skład i wystarcza na ok. 3 użycia. Zazwyczaj ląduje w koszyku na promocjach bo nie jest najtańsza. Obecnie mam zamiar przetestować glinki do samodzielnego robienia w domu ale i tak ją kiedyś KUPIĘ.

8. Lirene - Peeling enzymatyczny <recenzja>
 Robiąc porządki w koszyczku łazienkowym znalazłam ten peeling na dnie więc wypadało go otworzyć  zużyć. Pachnie przyjemnie, owocowo ale jako peeling nie działa na mnie. Raczej jako maseczka lub żel bo skóra jest czysta i gładka ale suchych skórek się nie pozbędziemy. Również starcza na ok. 3 razy. Raczej NIE KUPIĘ

9. Carea - Płatki kosmetyczne
 Kolejne opakowanie płatków kosmetycznych z Biedronki zużyte i na pewno nie ostatnie bo już KUPIŁAM.


10. Diadermine - Krem na noc
 Krem nie jest dostępny w Polsce, mój tata przywiózł mi go z Niemiec. Był przeznaczony do osób powyżej 30 lub 35 roku życia ale zaczęłam go używać i okazał się bardzo fajny. Nie jest tłusty ale dość gęsty i treściwy. Dobrze nawilża, jak stosowałam go codziennie to nie miałam większego problemu z suchymi skórkami. Nie zapchał mnie co mnie bardzo ucieszyło :) Nie podrażnia a wręcz bym powiedziała, że delikatnie koi podrażnioną skórę. Ma przyjemny, taki kremowy zapach ale bardzo delikatny i nie wyczuwalny po nałożeniu. Gdyby nie to, że nie mam pojęcia gdzie go można kupić i za ile to pewnie by się pojawiła o nim osobna notka. Na razie chyba nie będzie mieć okazji aby go ponownie dostać ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś KUPIĘ.


11. Świeczka zapachowa Candy by Prestige Candle
 Świeczka w słodkim opakowaniu i jeszcze słodszym zapachu. Pachnie jak "candy" czyli totalnie landrynkowo :) Zapach jest słodki ale na pewno nie mdły, dość intensywny. Wyczuwalny jeszcze po zgaszeniu pzrez jakiś czas, nie ginie zaraz po zdmuchnięciu ognia. Miała dwa knoty, wypalała się równomiernie i do samego końca. Nie kopci i nie dymi. Starczyła mi na dość długo ale niestety pogubiłam się w liczeniu godzin :) Jedyny mały minus to taki, że jeden knot mi się "przewracał" i musiałam go poprawiać do pionu zapałką (stąd trochę brudne ścianki). Kosztowała 20zł w kwiaciarni ale ostatnio nie widziałam już tych świeczek (było kilka zapachów do wyboru). Słowo "może" oznacza tylko i wyłącznie problem z dostępnością ale MOŻE KUPIĘ.


 A tak wyglądała na początku, przed paleniem :)

świeczka o zapachu landrynek dwa 2 knoty
świeczka o zapachu landrynek dwa knoty
świeczka o zapachu landrynek 2 knoty

12. Himalaya Herbals - Nawilżające Mydło Migdałowe
 Pisałam już o nim w poprzednim denku, nie ma opakowań na zdjęciach bo mama wyrzuciła ale polubiliśmy je więc mimo, że teraz je zdradzam z innym to KUPIĘ.

 A  jak tam Wasze denka? Już opublikowane? Jesteście zadowolone? Znacie/lubicie coś z mojego?


PS. Jeśli jeszcze się nie zgłosiliście do udziału w rozdaniu to przypominam, że macie czas do 4 września, więc nie zostało dużo czasu  <kliknij tutaj>

Mój pierwszy ShinyBox - 2nd Anniversary

 Do tej pory ShinyBox'y podziwiałam tylko na Waszych blogach. Jednak pudełko czerwcowe 2nd Anniversary tak mnie zainteresowało, że postanowiłam je zamówić. Skorzystałam dodatkowo z kodu rabatowego dzięki czemu zapłaciłam za nie tylko 39zł, żal było nie skorzystać.


 Po pierwsze byłam zaskoczona wielkością pudełka, jakoś zawsze na blogach i filmikach wydawały mi się większe :) Samo opakowanie już mi się spodobało, białe pudełeczko ze złotymi napisami. Zapakowane było dodatkowo w tak samo wyglądający kartonik.


 Na pewno znacie zawartość tego pudełka ale szybko przedstawię ją jeszcze raz w ramach przypomnienia :)
 Na początku oczywiście znalazłam spis produktów znajdujących się w pudełku,  ulotki, katalog produktów Sylveco oraz bon do BingoSpa.


 1. Etre Belle - Maseczka kolagenowa w kremie (131zł/50ml)
 Maseczka skutecznie pielęgnuje skórę suchą i wrażliwą. Jej składniki, kolagen i wosk pszczeli dostarczają skórze substancji, które wyrównują naturalny poziom nawilżenia skóry.

Suchej skóry nie mam i nie jestem maseczkomaniaczką więc to maleństwo (15ml) niezbyt mnie ciekawi. Tym bardziej, że nawet jakby była fajna to jej nie kupię za taką cenę :) Ale jak już mam to wypróbuję.


 2. Organique - Peeling solny (40zł/200g) pełnowymiarowy
 Peeling solny o nowej, ulepszonej recepturze oczyszcza i odświeża skórę i przygotowuje do dalszej pielęgnacji. Peeling działa detoksykująco, redukuje cellulit, pobudza i wygładza skórę.

 To jest produkt dla którego głównie kupiłam to pudełko. Produkty Organique od dawna mnie ciekawią, z każdą czytaną recenzją coraz bardziej. Niestety dostępu do sklepu na co dzień nie mam a ceny nie należą do najniższych. Już się nie mogę doczekać aż zużyję peelingowe zapasy i wypróbuję ten peeling. Trafiła mi się wersja bambusowa ale jeszcze jej nawet nie wąchałam. Mam nadzieję, że mi się spodoba choć miałam nadzieje na inną. Jednak rozmiar opakowania mnie trochę rozczarował, wygląda na małe i niewydajne :(


 3. Syis - Gąbeczka Make-Up Blender (50zł/szt.) pełnowymiarowy
 Make - up Blender to innowacyjna gąbeczka do aplikacji makijażu, jest stworzona, by zapewnić makijaż doskonałej jakości. Umożliwia wygodną aplikację wszelkiego rodzaju podkładów.

 Nad zakupem jakiejś gąbeczki do makijażu też się zastanawiałam. Nie miałam zamiaru kupować oryginalnego Beauty Blendera tylko jakiś odpowiednik więc był to kolejny produkt, który przekonał mnie do zakupu tego pudełka. Na razie nie używałam podkładu więc nie miałam okazji go użyć ale na pewno przyjdzie pora na testowanie :)


 4. Dove - Antyperspirant Invisible Dry Anti-White Marks (15zł/szt.) pełnowymiarowy
 Unikalna formuła antyperspirantu Dove to w 1/4 krem nawilżający, który pielęgnuje delikatną skórę pod pachami. Kosmetyk zapewnia długotrwałą ochronę i nie pozostawia śladów na kolorowych ubraniach.

 Nie przepadam za dezodorantami w sprayu, nie kupuję takich od dawna i odzwyczaiłam się. Zawsze miałam wrażenie, ze nie chronię tak dobrze jak te w kulce czy sztyfcie. Ten pachnie przyjemnie i nawet nie jest zły ale nie użyłabym go w upalne dni. Na teraz chyba będzie ok.


 5. Marion - Serum do włosów narażonych na działanie wysokiej temperatury (10zł/30ml) pełnowymiarowy
 Serum stworzone specjalnie do ochrony włosów narażonych na działanie wysokiej temperatury podczas używania suszarki, prostownicy lub lokówki. Serum zawiera kopolimery zabezpieczające włosy przed wysuszeniem.

 Ostatnio pisałam o serum na końcówki z GP, które mnie zachwyciło. Ale, ze nie zawsze pamiętam o zabieraniu go ze sobą jak jeżdżę pomiędzy domem a mieszkaniem. To serum zamieszka w domu i zobaczymy czy się sprawdzi. Na razie użyłam go tylko 2 razy, jedna pompka nie skleja włosów i ich nie obciąża. Pachnie przyjemnie ale zapach GP bardziej mi się podoba. Zobaczymy jak się na dłuższą metę sprawdzi.


 Ogólnie gdyby nie peeling i gąbeczka to nie zamówiłabym tego pudełka. Ale, że w cenie peelingu mam kilka produktów to uważam to pudełko za całkiem opłacalny interes. Na razie jednak nie mogę się przekonać do subskrypcji i zamawiania pudełek w ciemno :) Choć sierpniowe też mnie trochę kusi :)

 Macie to pudełko? Jak się sprawują produkty, które w nim znalazłyście?
 Jeśli jeszcze ktoś chciałby się w nie zaopatrzyć to nadal są dostępne na stronie ShinyBox.pl

Green Pharmacy - Jedwab w płynie. Serum na łamliwe końcówki

 Pierwszym jedwabiem do włosów jaki stosowałam był ten z Biosilk. Dużo osób mówiło, że wysusza włosy i w ogóle nie jest zbyt fajny. Mi nie szkodził ale może dlatego, że dość szybko zaczęłam go stosować na zmianę z innym jedwabiem w płynie, tym marki Green Pharmacy. W sumie ma to być serum na łamliwe końcówki  (bo jedwabiu w nim nie znajdziemy) i to o nim dzisiaj Wam trochę napiszę :)


 Jedwab kupujemy zapakowany w kartonik, w którym znajduje się plastikowa buteleczka z pompką. Dzięki niej możemy w prosty i higieniczny sposób wydobyć odpowiednią ilość produktu (w Biosilk'u było to trochę utrudnione). Nie zdarzyło mi się jeszcze żeby pompka się zacięła, czasami tylko zdarza się, że dopiero za 2-3 naciśnięciem wydobędziemy produkt ale nie jest to jakieś uciążliwe (nie trzeba pompować w nieskończoność). Jest przeźroczysta więc widzimy ile nam zostało produktu i możemy we właściwym momencie pobiec do drogerii po nowe opakowanie :) Za 30ml produktu zapłacimy ok 10zł, na promocji jeszcze taniej (ja płaciłam chyba ok. 5-6zł).


 Konsystencja jest płynna ale dość gęsta, nie spłynie nam szybko z dłoni.
 Zapach jest bardzo ładny i przyjemny dla nosa, lekko słodki. Czuć go przez chwilę na włosach ale później albo się ulatnia albo ja go po prostu nie czuję bo się przyzwyczajam. Jednak podczas aplikacji wącham go ile tylko mogę tak mi się podoba :) 

 Od producenta:


 Skład:


 Aplikacja:
 Osobiście używam tego jedwabiu zaraz po umyciu włosów i osuszeniu ich ręcznikiem, na suchych nigdy nie próbowałam. Wyciskam niewielką ilość produktu (góra 2 pompki) na dłonie, rozcieram go w nich i dopiero wtedy nakładam na włosy. Zaczynam od końcówek (aby na nich zostało najwięcej produktu) a tym co zostaje na dłoniach przeczesuję resztę włosów.


 Działanie:
 Zacznę od tego, że nie wierzę aby cokolwiek poza klejem scaliło rozdwojone końcówki :) Od tego typu produktów oczekuję zapobiegania a nie naprawy szkód. I od razu mówię, że to serum mnie nie zawiodło pod tym względem. 
 Po wizycie u fryzjera i podcięciu końcówek odstawiłam Biosilk i zaczęłam używać tylko jedwab z Green Pharmacy aby móc ocenić jego działanie. Nie spodziewałam się cudów bo zazwyczaj nie mijał tydzień od wizyty w salonie fryzjerskim a ja już miałam rozdwojone końcówki w sporej ilości. A później te rozdwojone się też rozdwajały i miałam pełno "miotełek" na końcach. Ale po każdym myciu włosów wcierałam we włosy naszego dzisiejszego bohatera. I z każdym byłam coraz bardziej zdziwiona bo nie mogłam znaleźć rozdwojonych końców. Oczywiście po jakimś czasie się pojawiły, ale było to zdecydowanie później i w zdecydowanie mniejszej ilości. Nawet teraz oglądam swoje włosy i chociaż byłam ostatnio u fryzjera pewnie z 3 miesiące temu jak nie dłużej a 2 tygodnie temu je farbowałam to znajduję tylko pojedyncze sztuki i żadna nie przypomina "miotły" :) Dla mnie to wynik REWELACYJNY! Muszę się więc zgodzić ze stwierdzeniem, że chroni przed rozdwajaniem i uszkodzeniami :)




 A jak z dalszym działaniem? Równie dobrze :) Włosy są gładkie i miłe w dotyku, wyglądają na zdrowsze i bardziej błyszczące. Nie skleja i nie obciąża włosów, nie powoduje szybszego przetłuszczania nawet jak nałożę go zaraz przy skórze głowy. Nie zgodziłabym się tylko z regenerację już uszkodzonych końcówek, wszystkie pozostałe obietnice są wg mnie spełnione :) Do tego pomaga rozczesać włosy jeśli jakiś duet szampon-odżywka się nie spisał zbyt dobrze :)
 Po ok. 8 miesiącach używania zostało mi ok. 1/4 buteleczki więc jest bardzo wydajny. Ale pamiętajmy, że ja go nie używam codziennie bo włosy myję co drugi dzień a czasami zapomnę go zabrać ze sobą do domu (jak dzisiaj) i zostaje w mieszkaniu więc muszę się obyć przez 1-2 mycia bez niego.

 Podsumowując: Jedwab z Green Pharmacy pobił ten z Biosilku na głowę :) Choć tamten nie był zły i krzywdy moim włosom nie zrobił to nie widziałam spektakularnych efektów. A serum GP zadowala mnie swoim znakomitym działaniem, zapachem, ceną i wydajnością. Nie mam się po prostu do czego przyczepić i na pewno jak go wykończę to kupię go znowu. Wam też polecam go wypróbować :)

PS. Przypominam o rozdaniu na moim blogu. Macie czas do 04.09 na zgłoszenia :) <klik>

Ziaja - Krem nawilżający matujący 25+

 Dzisiaj będzie o kremie do twarzy marki Ziaja z serii 25+. Do wyboru ją dwa rodzaje: nawilżający matujący oraz wygładzający, wybrałam oczywiście ten pierwszy. Z tego co widziałam na blogach i YouTube to właśnie ta wersja jest bardziej popularna. 


 Krem ma standardowo 50 ml i kosztuje ok.10zł czyli jest tani, jak większość produktów tej firmy. Opakowanie zapakowane jest w kartonik owinięty folią. Plastikowy, biały słoiczek dodatkowo zabezpieczony jest sreberkiem. Znaczy się wszystko standardowo :)
 Zapach jest delikatny, wyczuwalny tylko w słoiczku i podczas nakładania. Na twarzy szybko znika i nie męczy nas pół dnia.


 Od producenta: (radzę kliknąć i powiększyć jeśli chcecie poczytać)



 Skład: (długi ale na szczęście mi nie zaszkodził)


 Działanie:
 Krem ma lekką konsystencję, łatwo się go rozprowadza na twarzy. Szybko się wchłania i nie świecę się zaraz po nałożeniu go na twarz. Powiedziałabym nawet, że "wchłania się do matu", nie zostawia tłustej warstwy i nie czuć go na skórze. Świetnie się sprawdza w roli bazy pod makijaż, zaraz po rozprowadzeniu można przystępować do malowania. Nie powoduje rolowania i nieestetycznego zbierania się podkładu czy pudru.
 Krem ma nawilżać i z moją cerą sobie radzi. Pamiętajmy jednak, że jest skierowany do cery mieszanej i tłustej więc na pewno nie poradzi sobie z suchymi miejscami. Mi na dzień wystarcza taka porcja nawilżenia, jak chcę czegoś mocniejszego to krem na noc mi w tym pomaga. 

Jak widać (mam nadzieję) po rozsmarowaniu nie ma ani śladu błyszczenia.

 Jeśli chodzi o matowienie to ja je rozumiem tak jak opisałam wyżej. Nie bardzo wierzę, że na tłustej cerze zaabsorbuje nadmiar sebum ale w sumie nie oczekiwałam cudów. Muszę jednak przyznać, że są kremy po których dużo szybciej się zaczynam świecić (używając je z tym samym pudrem co ten). Może dlatego, że puder nie musi już zmatowić samego kremu a tylko radzi sobie z moim sebum. W każdym bądź razie mi odpowiada każde, nawet najmniejsze przedłużenie matu na mojej twarzy :) 
 Na redukcję zaskórników i widoczności porów nie mamy co liczyć. Jednak sam krem nie powoduje pogorszenia stanu cery czyli nie pojawia się tego wszystkiego więcej. Nie zapycha mnie, nie podrażnia, nie powoduje alergii ani nic innego negatywnego nie robi.

Nie wiem czy zauważycie ale on nawet się do Was uśmiecha :)

 Za plus uznaję też SPF 6, który może jest niski ale jednak jakiś jest. W końcu jest dużo kremów, które wcale nie mają SPF. Nawet latem go stosowałam bo moja skóra słońca nie widywała zbyt często siedząc po 12 godzin w pracy więc nie musiałam używać wyższych filtrów wtedy.
 Jest wydajny ponieważ nie trzeba go dużo nałożyć do pokrycia całej twarzy. Wydaje mi się, że mam go już od kilku miesięcy (chociaż czasami zdradzam go z innym kremem, szczególnie teraz jak się kończy). Z dostępnością jednak nie jest najlepiej, przynajmniej w mojej okolicy. Dość długo za nim chodziłam zanim znalazłam go w jakiejś małej drogerii obok karmy dla psów :) W drogeriach sieciowych go nie spotkałam jeszcze.

 Podsumowanie: Krem na prawdę polubiłam i wrócę do niego jak tylko skończę te, które mam w zapasach (albo jak tamte się nie sprawdzą). Nie przeszkadza mi też to, że nie do końca sprawdziły się obietnice producenta. Najważniejsze jest dla mnie, że nadaje się pod makijaż, nie jest tłusty i nie powoduje świecenia oraz nie szkodzi mojej cerze. Miło się go używało, cena zachęcająca więc będę do niego wracać. A Wam polecam wypróbować jeśli jeszcze go nie miałyście :)

 PS. Przypominam o trwającym rozdaniu <klik>

Michael Palmer - "Piąta Fiolka" oraz "Siostrzyczki"

 Dzisiaj będzie tylko szybki post książkowy ponieważ nie ma nawet 23 a mi już się oczy zamykają. Sześć nocnych zmian daje o sobie znać. Dlatego też nie znajdę w siebie energii na pełną recenzję jakiegoś kosmetyku ale nie chcę też robić takiej długiej przerwy między postami. Mam nadzieję, że takie notki też czasami możecie poczytać :)

 Michael Palmer to lekarz z ponad dwudziestoletnia praktyką, obecnie autor thrillerów medycznych. Chyba nie należy do najbardziej znanych autorów więc może akurat ktoś go odkryje dzięki mnie :) W moich książkowych zbiorach posiadam dwie jego książki: "Piąta fiolka" oraz "Siostrzyczki" i właśnie obie przeczytałam więc dzisiaj będzie kilka słów o nich.


 "Piąta fiolka"

 "Natalie Reyes jest studentką medycyny na Uniwersytecie Harvarda, mistrzynią sportową. Odbywając staż w szpitalu miejskim w Bostonie, wchodzi w konflikt z ordynatorem chirurgii i zostaje zawieszona w prawach studenta. Wyjazd na kongres transplantologów do Rio de Janeiro z referatem słynnego kardiochirurga może być jej ostatnią szansą na uratowanie przyszłej kariery medycznej. Niestety, zmienia się w piekło. Napadnięta, postrzelona kilkoma kulami w pierś, trafia do szpitala. Traci płuco. W tym samym czasie Ben Callahan, prywatny detektyw z Chicago, dostaje zlecenie ustalenia tożsamości martwego mężczyzny, znalezionego na autostradzie ze śladami pobrania szpiku kostnego. W innej części świata, w kameruńskiej dżungli, genialny lekarz jest o krok od odkrycia rewelacyjnego leku regenerującego naczynia krwionośne... Studentka medycyny. Detektyw. Naukowiec. Troje zwykłych ludzi, których losy wkrótce się skrzyżują. Trzy życia złączone w nierozerwalny sposób pojedynczą fiolką krwi - piątą fiolką..."


 "Siostrzyczki"

 "Pacjenci szpitala Boston Doctors umierają po pomyślnie przeprowadzonych operacjach. Nagle i niespodziewanie. Nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego. Tajemnicę znają pielęgniarki należące do Stowarzyszenia Sióstr Życia. Tajnej organizacji działającej na terenie całych Stanów zjednoczonych, której członkinie zabijają nieuleczalnie chorych pacjentów ze względów etycznych, dla ich dobra. Przynajmniej tak wydaje się Christine Beall, która wstrzykuje chorej śmiertelna dawkę morfiny. W ramach Stowarzyszenia działa jeszcze jedna, niewielka grupa pielęgniarek, określająca się mianem Ogrodu, o której istnieniu wie tylko jego szefowa. Członkinie Ogrodu zabijają dla pieniędzy. Podejrzany o zabójstwo pacjentki młody chirurg David Shelton rozpoczyna własne dochodzenie. Za sojusznika ma jedynie piękną Christine..."

 Akcja jest ciekawa więc nie nudziłam się czytając te książki. Momentami były wciągające, że aż byłam zawiedziona jak mi przynosili pracę na nockach i musiałam je odłożyć - to bardzo dobrze o nich świadczy :) W "Piątej fiolce" jest więcej przeskoków w fabule: raz jesteśmy z Natalie, raz z detektywem a raz w dżungli. Mimo tego nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki, na końcu wszystko się ładnie łączy w całość. W "Siostrzyczkach" jest większa ciągłość wątków, od początku widać ich związek. Zakończenia w obu są dość niespodziewane i niezbyt oczywiste więc nie powinny Was zawieść.

 Podsumowując:  Jeśli lubicie thrillery medyczne to obie książki powinny się Wam spodobać. Sama jeśli będę miała okazję przeczytać inne jego dzieła to chętnie po nie sięgnę.

 PS. Przypominam o rozdaniu <klik>
 Koniec energii. Padłam.

Le Petit Marseillais - recenzja paczki ambasadorskiej

 Cudowną paczkę Ambasadorki Le Petit Marseillais już Wam pokazywałam. Jeśli nie widzieliście jej u mnie to na pewno u innych dziewczyn ją oglądaliście :) Ale czy zachwycające opakowanie zawierało równie ciekawe produkty? O tym zaraz się dowiecie :)


 Najpierw muszę pochwalić markę za tą akcję. Nie tylko postarali się o wygląd samej przesyłki ale również na bieżąco dostawałyśmy maile np. z przepisem na lemoniadę, playlistą francuskich piosenek lub tapetą na pulpit. Widać, że kampania była przemyślana i zadbano o najmniejsze szczegóły :)
 A teraz przejdźmy do recenzji!


 Żel pod prysznic Kwiat Pomarańczy 250ml

 Od żelu pod prysznic nie wymagam zbyt dużo. Ma się dobrze pienić, ładnie pachnieć i nie wysuszać. I ten spełnia wszystkie moje wymagania.

 Od producenta:


 Opakowanie jak widać jest prostokątne, plastikowe, zamykane na "klik" z prostą szatą graficzną. Dziurka przez którą wylewamy produkt jest odpowiednich rozmiarów. Nie widzimy jednak ile nam zostało żelu w środku.  
 Zapach bardzo mi przypadł do gustu. Nie jest bardzo intensywny ale pod prysznicem czuć go dość dobrze. Nie utrzymuje się jednak na skórze. Kwiatów pomarańczy nigdy nie wąchałam ale mi przypomina trochę kwitnącą akację. Jest delikatnie kwiatowy i słodki, bardzo przyjemny dla mojego nosa :)


 Konsystencja jest kremowa ale dość rzadka. Nie mam jednak większych problemów z jego używaniem przez to. Nie ląduje połowa w wannie zanim zdążę się umyć.  Dobrze się pieni więc skóra jest oczyszczona i odświeżona. Nie wysusza choć nawilżającego działania nie zauważyłam ale ja tego nie oczekuję po żelu.  

skład Le Petit Marseillais

 Skład jest długi i nie powala ale można się w nim doszukać oleju z nasion słonecznika i ekstraktu z kwiatów pomarańczy i to nawet dość wysoko a nie na samym końcu. Wydajność jest u mnie standardowa, nie kończy się za szybko ale nie jest też bardzo wydajny.


 Mleczko nawilżające do bardzo suchej skóry 250ml

 Tutaj muszę zaznaczyć, że bardzo suchej skóry obecnie nie mam więc nie wiem jak sprawdziłoby się to mleczko na takiej wymagającej skórze.

 Od producenta:


 Opakowanie plastikowe z wygodną w użytkowaniu pompką. Można ją zablokować więc nie powinno być problemów z przypadkowym wyciekaniem mleczka. Jeśli chcemy zobaczyć ile nam zostało mleczka to wystarczy popatrzeć na nie pod światło (w żelu to nie działa może przez biały kolor opakowania).
 Zapach mleczka jest intensywny i bardzo słodki. Na początku myślałam, że na lato niezbyt mi się spodoba i będzie męczący. Jednak polubiłam go od pierwszego użycia. I całe szczęście bo jest długo wyczuwalny na skórze :) Stosuję go wieczorem i czuję go spokojnie przez kilka godzin zanim pójdę spać. Rano zazwyczaj pachnie nim już tylko piżama, chyba wycieram się w pościel :)


 Mleczko ma dość lekką konsystencję, łatwo się rozsmarowuje na ciele. Wchłania się dość szybko ale zostawia po sobie błyszczącą warstwę. ale nie nazwałabym jej klejącą czy tłustą. Mi ona nie przeszkadza a wręcz lubię jak mi się po nim ładnie nogi świecą :) Jeśli chodzi o nawilżenie to z moją skóra sobie radzi dość dobrze. Spokojnie mogę się nim smarować co drugi dzień. Przyniosło też ukojenie spalonym plecom ostatnio. Skóra jest po nim przyjemna w dotyku: miękka i gładka.  

skład Le Petit Marseillais

 Skład znowu nie powala, jest dość długi ale znajdziemy w nim obiecane masło shea, olejek ze słodkich migdałów i olejek arganowy. Wydajność takich produktów u mnie jest zazwyczaj wysoka więc nie sądzę, żeby z tym mleczkiem było inaczej. Nie potrzebuję go dużo do wysmarowania całego ciała.


 Podsumowując: z obu produktów jestem zadowolona. I to nie dlatego, że dostałam je za darmo i tak wypada napisać. Zapachy na prawdę bardzo mi przypadły do gustu i używa mi się ich z wielką przyjemnością. Żaden z tych produktów mi nie zaszkodził: nie uczuliły, nie podrażniły, nie wysuszyły, nie wyżarły ani nic innego :)
 Przyznaję, że skoro reklamują się hasłem "najwyższej jakości składniki pochodzenia naturalnego" to można by się spodziewać lepszych składów ale dopóki coś mi nie szkodzi to nie boję się chemicznych składów. W końcu stężone kwasy mnie nie zabiły to i składy kosmetyków mnie nie zabiją :) Ale jeśli ktoś lubi produkty o krótkich i naturalnych składach to będzie nimi rozczarowany. 
 Ja jednak je polecam i osobom, który dostały ode mnie próbki też w większości się one spodobały. A zapachów jest kilka do wyboru więc każdy powinien znaleźć odpowiedni dla siebie. Jak zużyję swoje wielkie zapasy żeli pod prysznic to na pewno będę chciała sprawdzić inne :) Jednak kuszę się na nie na promocjach bo cena regularna jest ciut za wysoka, zazwyczaj wybieram żele poniżej 10zł :)

 Miałyście okazję testować te produkty? A może same się skusiłyście na zakup jakiegoś produktu tej marki? Jakie wrażenia?

PS. 1 Tak, podkradłam od innych blogerek pomysł ze zdjęciami w ogródku.
PS. 2 Przypominam o trwającym rozdaniu <klik>

Yankee Candle - Bahama Breeze (wosk)

 Zazwyczaj jak mam dzień wolny to jest chłodno, pada lub spore zachmurzenie. Ale wczoraj wreszcie miałam dzień wolny, w którym była ładna, słoneczna pogoda idealna na opalanie. Oczywiście nie chciałam się spalić więc poleżałam trochę na pleckach, troszkę na brzuszku i uciekłam do domu. Potem wpadłam na wspaniały pomysł mycia samochodu. Efekt? Samochód wcale nie jest taki czysty jakbym chciała a ja wyglądam jak flaga Polski jak się dobrze ułożę :) Plecy ogniście czerwone, przód nadal biały. Dobrze, że lubię spać na brzuchu :)

 A wracając do tematu posta. W takie upalne dni jakie bywały w lipcu nie wszyscy lubią palić świeczki/woski. Mnie jednak wieczorami nachodzi ochota na coś pachnącego więc musiałam wybrać coś orzeźwiającego i lekkiego. Wybór padł na Bahama Breeze, który już samą nazwą mnie przekonał. Do tego piękny kolor kojarzący mi się z idealnie czystą, lazurową wodą oraz obrazek z apetycznym drinkiem. Już się rozmarzyłam zanim go zapaliłam :) Oczywiście wosk można kupić w sklepie goodies.pl za 7zł


 "Wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: mango, ananas oraz grejpfrut. 
Jest ciepło. Upalnie wręcz! Bose stopy zapadają się w rozgrzanym, czyściutkim piasku, a wzrok przykuwa majestat miarowo uderzających fal. Idealny odpoczynek pod palmami – gdzieś na dalekiej wyspie. Doskonały relaks i cudowne odprężenie, które zaprasza nas do świata skończonego, doskonałego, gdzie powietrze pachnie morską bryzą i chłodnym koktajlem. To właśnie on, orzeźwiający tropikalny drink został zatopiony w wosku Bahama Breeze – pachnącym świeżym ananasem, słodkim mango i sokiem świeżo wyciśniętym ze słonecznego grejpfruta." (opis ze strony goodies.pl)


 Krąży wiadomość, że jest to jeden z zapachów wycofywanych z oferty YC. Ja się pytam dlaczego? Komu nie podoba się mieszanka ananasa, mango i grejpfruta tworzących orzeźwiające połączenie? Bo ja zgadzam się w 100% z powyższym opisem i jestem zachwycona tym woskiem. Soczysta, owocowa mieszanka zapachów po której od razu mam ochotę wypić dobie takiego egzotycznego drinka :)

 Na intensywność nie narzekam. Nie jest bardzo mocny więc nawet w upalne wieczory nie powinien nikomu przeszkadzać. Jednocześnie jest dobrze wyczuwalny więc rozkoszny aromat rozchodzi się po pokoju bez problemu. Codziennie jednak wsypywałam odrobinkę nowej porcji żeby aromat był mocniejszy bo po prostu pokochałam go :) Nie jest mdły i męczący a wręcz przeciwnie: orzeźwia i umila czas przenosząc nas na wakacje w ciepłych krajach. Podobny efekt wywoływał u mnie Under The Palms ale ten bije go na głowę. Wolę zamiast kokosów i palm czuć tą owocową mieszankę nad lazurową wodą :)


 A tak na marginesie to próbowałam go palić wsypując go zamiast od razu do kominka to do pustego podgrzewacza. Miało to oszczędzić wydłubywania go z miseczki, bo mój kominek jest już cały porysowany od noża. Topienie wosku trwało troszkę dłużej ale udało się. Jednak z moją mamą chodzącą po domu i szukającą czegoś do wyrzucenia to się nie opłaca. Jak tylko widzi na wierzchu opakowanie po podgrzewaczu bez knota to ląduje w koszu więc dałam sobie spokój z tą metodą i dalej szoruję nożem po kominku :) Ale może u Was się sprawdzi :)


 Podsumowanie: Krótko mówiąc jest to idealny zapach na letnie wieczory. I jeśli na prawdę mają go zamiar wycofać to muszę kupić chociaż 1-2 woski na zapas na następne lato :) Wam też go polecam jeśli jeszcze go nie znacie, śpieszcie się zanim zniknie ze sprzedaży.


 Przypominam o trwającym rozdaniu <klik>

Rozdanie z okazji 300 obserwatorów :)

 Niedawno mój blog osiągnął liczbę 300 obserwatorów (teraz już 301 chociaż było już nawet 303) z czego bardzo się cieszę i dziękuję każdemu z nich. Szczególnie tym, który regularnie do mnie zaglądają i komentują :*
 Nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę taką liczbę na liczniku więc stwierdziłam, że koniecznie trzeba to uczcić. A jaki jest lepszy sposób od rozdania dla moich czytelników? Chyba nie ma :)

 Do wygrania będzie nagroda główna oraz skromniejsza nagroda pocieszenia. Mam nadzieje, że choć trochę się Wam spodobają bo starałam się wybrać takie rzeczy, które nie są stacjonarnie dostępne dla każdego (poza Essence).


 Nagroda główna:
- China Glaze, lakier do paznokci Go Crazy Red (ostatnia sztuka z wyprzedaży, nie ma pod spodem naklejki z nazwą)
- China Glaze, lakier pękający Black Mesh
- Rimmel, Sweetie Crush Sherbet Sweetheart
- Rimmel, Scandaleyes Waterproof Kohl Kajal Purple
- Manhattan, Lip Lacquer Berry Bloom
- Manhattan, Endless Stay Duo Eyeshadow Longlasting & Creamy
- Essence, Get BIG! Lashes Triple Black maskara
- Essence, pigment Cop & Cooper (opakowanie od zmywania kleju po cenie lekko zmatowione)
- Zestaw kremów Bioluxe (Green Tea na dzień, Avocado na noc, Mint&Lemon do rąk, Olive do stóp)
- Zielona glinka Tianshen z ekstraktem z zielonej herbaty
- próbki żelu pod prysznic i mleczka do ciała Le Petit Marseillais
- notatnik


 Nagroda pocieszenia:
- China Glaze, lakier pękający Fault Line
- Rimmel, Sweetie Crush Fizzy Applelicious
-  Look Ever, lakier do paznokci
- Manhattan, Lip Lacquer Berry Bloom
- Essence, pigment Smell The Caramel (opakowanie od zmywania kleju po cenie lekko zmatowione)
- próbki żelu pod prysznic i mleczka do ciała Le Petit Marseillais
- notatnik

 Aby wziąć udział w rozdaniu należy obowiązkowo:
1. Być publicznym obserwatorem  mojego bloga.
2. Zostawić zgłoszenie w komentarzu pod tym postem wg wzoru zamieszczonego poniżej.

 Dodatkowe losy można zdobyć w następujący sposób:
1. Polubić fanpage Blondwłosa Chemiczka na Facebooku (+ 2 losy)
2. Udostępnić informację o rozdaniu poprzez:
 - baner z linkiem przekierowującym na pasku bocznym (+ 2 losy)
 - udostępnienie na facebooku poprzez kliknięcie "Udostępnij" pod informacją o rozdaniu na moim fanpage'u (+ 2 losy)
3. Top komentatorki, jeśli wezmą udział w rozdaniu otrzymają dodatkowo + 2 losy (stan z dnia 01.08.14 oraz z dnia zakończenia rozdania)


Wzór zgłoszenia:
    Obserwuję jako:  
    E-mail:
    Lubię na fb jako: tak/nie ( imię i pierwsza litera nazwiska lub nazwa fanpage)
    Baner: tak/ nie (link)
    Udostępnienie na fb: tak/nie (link)
Top komentatorka: tak/nie 

Baner do pobrania:

 Oczywiście uciekinierów z bloga mam już wyłapanych wiec jeśli spróbują wziąć udział w rozdaniu to będą automatycznie zdyskwalifikowani. 
 Przy ostatnim rozdaniu bawiłam się również w wysyłanie maili do osób, które miały lubić mój fanpage ale pewnie ze względu na ustawienia prywatności ja tego nie widziałam. Z związku z brakiem czasu przy tym rozdaniu nie będę tego robić. Nie będę jednak dyskwalifikować takich osób, po prostu nie zostaną im przyznane dodatkowe losy. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

 Regulamin:
1. Organizatorem i sponsorem rozdania jestem ja, czyli właścicielka bloga http://blondechemist.blogspot.com.
2. Rozdanie trwa od 04.08.2014 do 04.09.2014 włącznie. Czas trwania rozdania może zostać przedłużony w przypadku niskiej liczby zgłoszeń.
3. Warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu jest publiczne obserwowanie bloga  http://blondechemist.blogspot.com oraz zostawienie zgłoszenia w komentarzu po tym postem.
4. Każdy uczestnik może zdobyć w sumie 7 losów (top komentatorki 9 losów).
5. Ogłoszenie wyników odbędzie się w ciągu 7 dni od daty jego zakończenia.
6. Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losową i poinformowany o wygranej drogą mailową. Jeśli w ciągu 3 dni zwycięzca nie prześle adresu do wysyłki zostanie wylosowana kolejna osoba.
7. Wysyłka nagrody jest możliwa tylko na terenie Polski.
8. Osoby biorące udział w rozdaniu muszą mieć skończone 18 lat lub posiadać zgodę opiekuna na udział.
9. Osoby, które po zakończeniu rozdania przestaną obserwować blog trafią na "czarną listę" i nie będą mogły wziąć udziału w kolejnych rozdaniach.
10. Każdy uczestnik biorący udział w rozdaniu akceptuje jego regulamin.
11. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu w wyjątkowych sytuacjach.
12. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr. 4, poz. 27 z późn. zm).

 Zapraszam do udziału i życzę powodzenia!