Projekt Denko - Maj

 Kolejny miesiąc już prawie za nami więc trzeba podsumować Majowy Projekt Denko. Wydaje mi się, że nie poszło mi źle choć zawsze może być lepiej :)


 Biorąc też pod uwagę ilość nowości jakie u mnie zagościły w tym miesiącu z pielęgnacji to chyba wreszcie udało mi się jej więcej zużyć niż kupić :) Kolorówki nie biorę pod uwagę bo promocje na nią trochę nadszarpnęły mój budżet :)


 1. Isana - Kremowe mydło w płynie Mango & Pomarańcza
 Dobrze się pieni i ma bardzo ładny owocowy zapach. Nie szkodzi moim dłoniom więc nie muszę od razu biec po jego użyciu po krem do rąk. KUPIĘ

 2. Yves Rocher - Szampon stymulujący przeciw wypadaniu włosów
 Pierwsze co mi się nasuwa na wspomnienie tego szamponu to zapach, niezbyt przyjemny, zapewne łopian czuję. Niestety na wypadanie w żaden sposób nie pomógł. Plątał włosy więc bez odżywki bym wyrwała sobie ich jeszcze większą ilość. NIE KUPIĘ

 3. YvesRocher - Kremowy żel pod prysznic i do kąpieli Karmelizowana Gruszka
 Żel z limitowanej edycji miał bardzo ładny, owocowo-słodki zapach. Dzięki dużej pojemności i kremowej konsystencji był wydajny mimo dużego otworu w butelce. Dobrze się pienił i nie wysuszał. Gdyby nie to, że była to edycja limitowana to pewnie bym go KUPIŁA.

 4. Isana - Kremowy żel pod prysznic Niebiańska Pokusa
 Limitowane żele z Isany regularnie goszczą w mojej łazience dlatego i ta musiała się w niej pojawić. Niestety obietnice producenta o "niebiańskim zapachu" okazały się mocno przesadzone. Zapach nie przypadł mi do gustu i raczej się z nim męczyłam ale udało się go zużyć wreszcie.  NIE KUPIĘ

 5. Yves Rocher - Mleczko do ciała Czarne Owoce
 Mleczko do ciała o lekkiej konsystencji. Szybko się wchłaniało ale nawilżenie nie było mocne więc do suchej skóry się nie nadaje. Bardzo ładny, owocowy zapach utrzymujący się na skórze przez jakiś czas a jeszcze dłużej na piżamie. Nie powala wydajnością. Była to edycja limitowana więc też wersji już raczej nie kupię ale inne MOŻE KUPIĘ.

 6. Drops - Balsam nawilżający Lodowa Świeżość
 Wcześniej używałam już wersji Mango & Papaja, która miała rzadką konsystencję, kiepsko nawilżała i miała chemiczny zapach. Mogło to być spowodowane tym, że używałam go zaraz przed upływem daty ważności. Wersja Lodowa Świeżość była zdecydowanie lepsza. Miał gęstszą konsystencję, lepiej nawilżał i nie miał chemicznego zapachu. Pachniał prawdopodobnie piżmem, przyjemny i dobrze wyczuwalny. MOŻE KUPIĘ


 7. Alterra - Mydło roślinne Owoc Granatu
 Mydła Alterra lubię głównie za nie wysuszanie moich dłoni. Ta wersja ma przyjemnie owocowy zapach więc kolejny plus. Na początku są może mało poręczne ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo dlatego KUPIĘ.

 8. i 9. Garnier - Antyperspirant 
 Antyperspiranty Garniera bardzo lubię i najczęściej u mnie goszczą. Dość dobrze chronią przed potem i nie przyjemnym zapachem. Przy normalnych temperaturach i bez dużego wysiłku fizycznego dają wystarczającą ochronę. Wybieram wersje nie zostawiające białych śladów na ubraniach. KUPIĘ

 10. Fito - Krem na noc do cery normalnej i mieszanej <recenzja>
 Ostatnio o nim pisałam pełną recenzję. Bardzo polubiłam ten krem i żałuję, że obecnie jest niedostępny w sprzedaży. Lekka konsystencja, która szybko się wchłania ale dobrze nawilża i przynosi ulgę podrażnionej i ściągniętej skórze. Nie zapycha, ma krótki skład. Jak tylko znajdę go gdzieś to KUPIĘ.


 11. Carea - Płatki kosmetyczne
Ulubione więc KUPIŁAM.

 12. Facelle - Chusteczki do higieny intymnej
 To już kolejne opakowanie tych chusteczek. Odświeżają, nie podrażniają. KUPIĘ

 13. Wibo - Bibułki matujące
 Tanie i przydatne. Robią co mają robić. KUPIŁAM

 14. Sierra Bees - Organiczna pomadka do ust Cocoa Butter
 Nawilżająca pomadka do ust o bardzo krótkim, organicznym składzie. Do częstego używania całkiem fajna chociaż zapach jest dość specyficzny. Mam jeszcze dwie inne wersje jak wypróbuję ostatnią to napisze pewnie o nich więcej. MOŻE KUPIĘ

 15. Luxury Paris - Skoncentrowana odżywka-serum do paznokci 9 w 1
 Wg mnie jest to ta sama odżywka co Eveline 8 w 1 tylko wypuszczona pod inną nazwą, kupiłam ją w Biedronce. Porównywałam opis i skład i nie widziałam jakichś różnic poza tym 8/9 w 1. Stosowałam jako bazę pod lakiery kolorowe. Teraz mam oryginał Eveline ale jak ją jeszcze spotkam to MOŻE KUPIĘ.

 16. Tso Moriri - Próbka masła do ciała Pole Bawełny/Bambus
 Z racji na małą pojemność nie używałam go do ciała. Stosowałam na noc mieszając je z kremem do rąk. Miało przyjemny, świeży zapach. Zostawiało tłustawy film na dłoniach ale kładłam się zaraz spać więc nie przeszkadzało mi to. Przyjemnie nawilżało i wygładzało dłonie. Nie wiem gdzie są dostępne i w jakich cenach ale MOŻE KUPIĘ.

 17. Pilniczek do paznokci z Rossmanna
 Idealny pilniczek do torebki ponieważ ma niewielki rozmiar. KUPIŁAM

 18. Dove - Kremowa kostka myjąca (brak na zdjęciu)
 Znaleziona w ShinyBox'ie. Miała przyjemny, kremowy zapach, dobrze się pieniła ale nie wysuszała dłoni. MOŻE KUPIĘ

 Podsumowanie: Jak widać tylko dwa produkty nie bardzo mi się spodobały ze względu na zapach. Z reszty byłam zadowolona, mniej lub bardziej.
 A jak Wasze denka? Poszło Wam lepiej niż mi?

Płyny do kąpieli: Green Pharmacy oraz BeBeauty

 Kąpiel z dużą ilością piany marzy się czasami pewnie każdej z nas. Niestety nie każdy płyn do kąpieli nam to gwarantuje. Ostatnio w mojej łazience goszczą dwa egzemplarze: Green Pharmacy w wersji "Olej Arganowy i Figi" oraz BeBeauty "Róża i Mleczko Kokosowe". GP kupiłam akurat przez internet ale ich produkty widuję w Naturze, kosztował ok. 10 zł. Natomiast BB dostaniecie pewnie w każdej Biedronce za ok. 6 zł.


 Opakowanie:
 Oba płyny znajdują się w dużych opakowaniach: Green Pharmacy ma pojemność 1 litra, BeBeauty aż 1,5 l. Do ich nalewania lepiej użyć obu dłoni bo są ciężkie na początku. Jednak w biedronkowym płynie mamy z tyłu rączkę za którą możemy chwycić, jest więc mniejsza szansa na to, że się nam wyślizgnie z rąk. Przy Green Pharmacy trzeba uważać jeśli mamy już mokre dłonie. Otwór jest większy w tym z GP, szybciej więc nam się nalewa odpowiednia ilość do wanny. Przy BB trwa to troszkę dłużej ponieważ otwór jest dość mały.

 Od producenta:

Green Pharmacy

 Zapach:
 Niedawno pisałam Wam o kremie do rąk GP, miał bardzo podobny zapach do tego płynu do kąpieli. Mała różnica jest dzięki dodatkowi figi, zapach nadal jest słodki ale też trochę owocowy. Płyn BeBeauty powinien chyba pachnieć różą ale nie bardzo mi ją przypomina. Jednak zapach nadal jest kwiatowy i ładny. Oba są dość dobrze wyczuwalne po wlaniu do wody ale jest to delikatny aromat, nie zapełni całej łazienki. W ofercie znajdziecie również inne wersje zapachowe więc chyba każdy znajdzie coś dla siebie :)


 Działanie:
 Oba produkty różnią się konsystencją. BB jest gęstszy w porównaniu do GP, który przypomina bardziej mleko.
 Osobiście nie oczekuję od płynów do kąpieli nawilżania. Ważne, żeby nie wysuszały i dawały przyjemną pianę i zapach. I oba spełniają moje wymogi. W składzie znajdziemy jakieś olejki i ekstrakty więc pewnie jakoś pozytywnie wpływają na skórę dzięki czemu nie jest ona sucha i ściągnięta po wyjściu z gorącej kąpieli. Jeśli chodzi o płyn z GP to jest bardzo podobny do ich pianki do kąpieli o której pisałam <tutaj>. Daje zadowalającą ilość piany, na pewno przykryje wodę. Jednak to biedronkowy płyn mnie miło zaskoczył ponieważ daje dużo większą i bardziej puszystą pianę. Minus jest taki, że trudniej jej się pozbyć z wanny :)
  Jednak pamiętajmy, że piana powstaje w wyniku mieszania lub wytrząsania cieczy z powietrzem w obecności substancji pianotwórczych. Więc jeśli tylko wlejemy płyn pod strumień wody to efekty będą niewielkie. Jeśli natomiast energicznie pomachamy ręką w wodzie wytworzy się jej o wiele więcej.


 Podsumowanie: Oba płyny na pewno umilają kąpiel, szczególnie jeśli spodobają się Wam ich zapachy. Jednak walkę na pianę wygrywa BeBeauty. Za niską cenę dostajemy dużą ilość płynu, który potrafi wypełnić całą wannę puszystą pianą. Po jego wykończeniu chętnie wypróbuję pozostałe wersje zapachowe. Do Green Pharmacy wrócę jeśli będzie okazja, specjalnie zamawiać nie będę. 

 Miałyście okazję używać któryś z nich? Może w innych wersjach? 

FITO - Krem na noc do cery normalnej i mieszanej

 Kosmetyki rosyjskie są bardzo popularne w blogosferze więc nie mogłam nie skusić się na kilka produktów. Jednym z nich był krem na noc do cery normalnej i mieszanej marki FITO. Przynajmniej tak myślę, że to nazwa firmy bo innej nie widzę :) Kupiłam go na stronie Skarby Syberii za 15,90 zł (cena  promocyjna) ale obecnie niestety jest niedostępny. W sprzedaży była również wersja na dzień oraz dwa kremy do cery suchej.


 Krem przychodzi zapakowany w kartonik na którym znajdziemy naklejony opis w języku polskim. Po odkręceniu nakrętki w plastikowym słoiczku widzimy dodatkowe wieczko zabezpieczające. Pojemność standardowa dla kremów czyli 50 ml.


 Od producenta:


 Krem ma zielonkawy kolor oraz przyjemny, delikatny zapach. Czuć go głównie w opakowaniu i podczas aplikacji, później szybko znika więc nikomu nie powinien przeszkadzać.
 Konsystencja naszego kremu jest dość lekka, łatwo się go rozprowadza i szybko się wchłania. Nie zostawia lepkiej ani tłustej warstwy na skórze, twarz nie świeci się mocno więc może nadawałby się również na dzień pod makijaż ale nie próbowałam. Biorąc pod uwagę te fakty myślałam, że krem ten będzie za słaby na noc. Przyzwyczajona jestem do takich, po których moja twarz się mocno błyszczała i długo się wchłaniały. Moje obawy okazały się nie potrzebne. 


 Krem dobrze sobie radzi z nawilżaniem mojej cery. Bardzo rzadko pojawiają się teraz u mnie suche miejsca i odstające skórki (o ile pamiętam również o regularnym peelingu). Przynosił ulgę po np. wysuszającym produkcie do oczyszczania twarzy czy za mocnym peelingu. Do tego nie wyrządził mi krzywdy czyli nie podrażnił, nie uczulił ani nie zapchał. Nie zauważyłam wysypu nowych nieprzyjaciół podczas używania tego kremu. Krem jest wydajny, nie trzeba nakładać grubej warstwy aby robił co powinien. Do tego ma bardzo krótki skład więc osoby, które unikaja napakowanych chemią kosmetyków też powinny go polubić :)


 Podsumowanie: Bardzo polubiłam ten krem, nie dostrzegam w nim wad. No może jedną czyli dostępność. Jednak jeśli pojawi się znowu na Skarbach Syberii lub znajdę go w innym sklepie to chętnie kupię kolejne opakowanie.

 Miałyście okazję używać ten krem? A może inny rosyjski Wam przypadł do gustu?

Nowości: promocje w drogeriach oraz eBay

 I znowu przez cały tydzień nie znalazłam czasu ani siły aby napisać nowy post. Ani nadrobić zaległości w Waszych blogach... Dzisiaj szybki post z nowościami z ostatnich promocji w Naturze oraz Rossmannie. Do tego 2 zamówienia z eBay, pierwsze w życiu :)

 W Naturze skupiłam się głównie na tym, czego w Rossmannie znaleźć nie mogłam czyli Essence i Catrice oraz korektor z Rimmel (wszystkie najjaśniejsze w Rossmannie były wymacane).


 W Rossmannie najmniejsze zakupy zrobiłam w drugim tygodniu czyli na produkty do oczu ponieważ nie miałam możliwości jechać do innego Rossmanna z większą ofertą. Trochę bardziej poszalałam w pierwszym i trzecim tygodniu. Kilka produktów, które planowałam kupić nie udało się dostać bo albo były wyprzedane albo wymacane. No trudno, przynajmniej trochę zaoszczędziłam.


 Wreszcie odważyłam się też złożyć pierwsze zamówienia na eBay. Zawsze obawiałam się trochę przesyłkę z Chin dlatego na pierwszy ogień poszły tatuaże metaliczne, jeden arkusz za $0,99 więc wyszło niecałe $2 z darmową przesyłką. To taniej niż gdybym zamówiła na Allegro. Po ok. 3 tygodniach były u mnie, odrobinę pogniecione ale nie sądzę, żeby wpłynęło to na ich używanie. Teraz tylko zostaje poczekać na letnie imprezki :)


 Przy drugim zamówieniu zdecydowałam się na dwa zegarki marki Geneva. Wybrałam miętowy na pasku oraz różowe złoto na bransoletce. Ten drugi chyba jest plastikowy i tylko wzorowany na metal bo jest bardzo lekki. Musiałam go oczywiście zmniejszać, w miętowym też muszę dorobić sobie dziurkę. Za oba zapłaciłam niecałe $5,50 i oczywiście też była darmowa wysyłka.


Ostatnimi rzeczami, które chcę Wam pokazać jest chabrowa, rozkloszowana sukienka oraz czarne szpilki. Kupiłam je na Komunię mojego chrześniaka, która była na początku maja. Pogoda nie dopisała więc myślałam, że zamarznę. Po powrocie do domu od razu wpełzłam pod kołderkę żeby się ugrzać :) Na zdjęciach sukienka prezentuje się nieciekawie ale jak ją założę to pięknie się układa. Niestety jeszcze nie mam zdjęć w niej.



 Jak Wam się podobają moje nowości? Mocno poszaleliście na promocjach? Co myślicie o zakupach na eBay z Chin?

L'oreal - Volume Million Lashes Waterproof

 Czy jest ktoś, kto nie czytał chociaż jednego pochwalnego postu na temat maskary L'oreal - Volume Million Lashes? Wersji jest kilka do wyboru, ja oczywiście musiałam sięgnąć po tą wodoodporną bo używam tylko takich tuszy. Cena regularna jest bardzo wysoka bo ok. 50zł ale można je kupić na promocjach albo w drogeriach internetowych w niższych cenach co zdecydowanie bardziej się opłaca.


 Złote opakowanie mi się podoba ale jest straszne do fotografowania :) Napisów w turkusowym kolorze ciężko uchwycić a rysunek szczoteczki to już w ogóle. Szczoteczka jest dość dużych rozmiarów co jest dla mnie normą bo lubię takie chociaż zawsze się nimi ubrudzę. Jednak zazwyczaj wybieram tradycyjne "z włosiem" a ta jest silikonowa dlatego tym bardziej byłam jej ciekawa. Trzeba jednak z nią uważać bo "dziabnięcie" się w oko jest bardziej bolesne, sprawdziłam :)


 Ze strony producenta: (o wersji standardowej)

 Dla kobiet wykonujących wyrafinowany makijaż oka lub makijaż klubowy, ekstremalnie zwielokrotnione rzęsy.
 Efekt: Spojrzenie zapierające dech i olśniewające piękno miliona rzęs.
 Nowa generacja objętości - rzęsy są jak zwielokrotnione dzięki unikalnej formule tuszu i szczoteczce Millionizer.
 Rzęsy 3 razy grubsze i rozdzielone, bez nadmiaru i bez grudek.


 A jak się sprawowała u mnie wersja wodoodporna tej maskary?
 Zacznę od tego, że zaraz po wyciągnięciu szczoteczki z opakowania można przystąpić do malowania rzęs. Nie jest ona oblepiona nadmiarem tuszu co oszczędza nam czas i nerwy :) Tusz nie jest bardzo mokry i szybko wysycha na rzęsach, nie odbijają mi się ślady podczas mrugania zaraz po pomalowaniu. Nie wiem jednak czy to zasługa tego, że był nieświeży czy wszystkie tak mają. 


 A dlaczego myślę, że mógł być już podeschnięty? Ponieważ wierzyć mi się nie chce, że świeża maskara takiej marki się tak niesamowicie kruszy. Już przy malowaniu pierwszej warstwy co nieco się osypuje ale malowanie drugiej robi nam już niezły bałagan pod oczami. W ciągu dnia też trzeba zerkać w lusterko i robić małe poprawki. Colossal marki Maybelline nawet jak jest stary i wyschnięty nie funduje mi takich atrakcji. Fakt, że jest wodoodporna bo nie rozmazuje się pod wpływem deszczu czy łez. Ale trwałość to również brak osypywania się przez cały dzień a tego już o niej powiedzieć nie mogę.

Po lewej: 2 warstwy, po prawej: 1 warstwa
Po lewej: 2 warstwy, po prawej: 1 warstwa
Po lewej: 2 warstwy, po prawej: 1 warstwa

 No to teraz przejdźmy do efektów. Rzęsy są na pewno czarne, wydłużone i pogrubione już po jednej warstwie. Nie są też mocno posklejane ale niestety znajdziemy na nich grudki tuszu. Spodziewałam się jednak większego "wow" a go nie było. Po dołożeniu drugiej warstwy niestety dostajemy większą objętość w postaci posklejanych rzęs i większej ilości grudek. Próby ich rozczesania kończą się strasznym osypywaniem tuszu. Wyglądają też od razu na bardziej obciążone, nie są już tak podkręcone jak przy pierwszej warstwie przez co wyglądają również na krótsze.

1 warstwa
2 warstwy

 Podsumowanie: Nie mam pojęcia czy miałam pecha i trafiłam na jakiś stary egzemplarz czy też ta wersja maskary tak ma. Jednak wg mnie nie jest ona warta regularnej ceny. Nie daje ani spektakularnego efektu ani nie grzeszy trwałością chociaż wodoodporna rzeczywiście jest. Wątpię żebym się jeszcze kiedyś na nią skusiła. Chyba, że w mocno promocyjnej cenie aby przekonać się, czy wszystkie są takie same czy ja miałam jeden felerny egzemplarz.

 Miałyście może tą wersję maskary? Jak się u Was spisywała?

Projekt denko - kwiecień

 W tamtym miesiącu udało mi się wykończyć bardzo dużo produktów jak na mnie dlatego pewnie w tym dla równowagi nie poszło mi tak dobrze. Jednak mimo to zapraszam Was na kwietniowy projekt denko :)


 1. Kallos - Maska do włosów Keratin
 Mam bardzo mieszane uczucia do tej maski. Na początku byłam z niej bardzo zadowolona, później zaczęła mi chyba obciążać włosy. Wieczorem je myłam a rano były brzydkie, przyklapnięte. Nadal jednak po umyciu były wygładzone, miękkie w dotyku i łatwo się rozczesywały. Moja mama bardzo sobie ją chwaliła i teraz zaczyna narzekać na włosy jak już od prawie miesiąca jej nie używa. Była bardzo wydajna i tania. Teraz mam wersję Blueberry, może pojawi się małe porównanie w przyszłości. MOŻE KUPIĘ

 2. KTC - Olej kokosowy
 Zużyłam głównie do ciała. Stosowałam i na suche ciało i pod prysznicem. Ta druga opcja chyba mi się bardziej podobała chociaż tłusta warstwa na ciele przy pierwszej jakoś specjalnie mi nie przeszkadzała bo ubierałam potem piżamę. Skóra była przyjemna w dotyku po nim, miękka i nawilżona. Na ustach dawał krótkotrwały efekt, stosowałam po wyjściu z pod prysznica/wanny aby przynieść chociaż chwilową ulgę moim wymagającym ustom. Na włosy nie używałam, może następnym razem spróbuję. MOŻE KUPIĘ


 3. Dermedic Hydrain3 Hialuro - Płyn micelarny
 Całe szczęście, że kupiłammałe opakowanie bo nie polubiłam sie z tym płynem. Nie był  najskuteczniejszy, przy przetarciu twarzy wacikiem nasączonym tonikiem okazywało się, że jeszcze pełno makijażu się znajdowało na mojej twarzy.. Zapach też jakoś mi się nie spodobał. NIE KUPIĘ

 4. L'oreal - Łagodny płyn do demakijażu oczu i ust <recenzja>
 5. Yves Rocher - Dwufazowy płyn do demakijażu oczu Pur Bleuet
 Płyny dwufazowe to mój niezbędnik do zmywania wodoodpornego tuszu. Te dwa mogę zaliczyć do całkiem fajnych. Nie zostawiają tłustej warstwy i dobrze radzą sobie ze zmywaniem makijażu oczu. YR jest mniej wydajny u mnie choć to w tym z L'oreal zdarzało mi się wylać za dużo na wacik. L'oreal mimo "zepsucia" o którym pisałam w poście cały czas sprawował się tak samo. Ani jeden, ani drugi nie podrażnił oczu i nie powodował łzawienia. MOŻE KUPIĘ

 6. Elmex - Płyn do płukania ust (miniatura)
 Był kiedyś dołączony do pasty do zębów, niedawno odnalazłam go na dnie koszyka z kosmetykami. Przyjemny "smak", daje uczucie świeżości w ustach oraz nie podrażnił moich wrażliwych dziąseł. MOŻE KUPIĘ.


 7. Balea - Żel pod prysznic Melon Tango 
 8. Yves Rocher - Mydło w płynie Czerwone Owoce
 9. Yves Rocher - Żel pod prysznic Czarne Owoce <recenzja>
 Wszystkie produkty miały bardzo ładne, owocowe zapachy. Dobrze się pieniły oraz nie wysuszały. Niestety były też z edycji limitowanych więc raczej już NIE KUPIĘ ale inne wersje zapachowe pewnie jeszcze u mnie zagoszczą.


 10. Green Pharmacy - Krem do rąk Argan <recenzja>
 Przyzwoity krem do rąk do częstego stosowania. Nie daje długotrwałych efektów ale stosowany co jakiś czas przynosi dłonią ulgę na trochę. Ładnie pachnie i nie jest tłusty, lepki. MOŻE KUPIĘ

 11. Bania Agafii - Pasta do zębów
 Organiczna pasta, nie zaszkodziła moim dziąsłom ani zębom. Niestety kiepsko się pieniła i miała bardzo mocny smak. Byłby fajny przy zapchanym nosie :) Wolę jednak pasty Himalaya więc raczej już jej NIE KUPIĘ

 12. Tisane - balsam do ust <recenzja>
 Całkiem udany produkt gdy moje usta nie mają akurat kryzysu. Z takimi sytuacjami sobie nie radzi. Natłuszcza usta i zmiękcza ale nawilża je w niewystarczającym stopniu dlatego musiałam często ponawiać aplikację. Ma przyjemny, słodkawy zapach. MOŻE KUPIĘ

 13. Hello Cosmetic - Kula do kąpieli
 Umilacz kąpieli, barwiła wodę na turkusowo i delikatnie, przyjemnie pachniała. Może zrobię podsumowanie z ich produktami bo niektóre były fajne, inne nie bardzo. MOŻE KUPIĘ

 14. próbka Sylveco - Szampon pszeniczno - owsiany
 Ciężko o nim coś powiedzieć po jednym użyciu, nie zniechęciłam się do kupna więc nie jest zły :)


 Podsumowanie: Najgorzej nie jest. Na pewno w porównaniu z marcem nie jest to okazałe denko ale ważne, że ciągle się coś zużywa chociaż zapasy nie maleją przez nowości :) Poza żelami pod prysznic, które mnie urzekły zapachami nic mnie z tych produktów nie zachwyciło ale kilka z nich pewnie się u mnie jeszcze pojawi :)

Yankee Candle - Red Raspberry oraz Pink Grapefruit (woski)

 Jak tylko zobaczyłam, że w limitowanej edycji walentynkowej Yankee Candle pojawią się owocowe zapachy to wiedziałam, że muszę je mieć. Red Raspberry i Pink Grapefruit przywędrowały do mnie jeszcze w dość zimnym okresie więc musiały poczekać na swoją kolej bo katowałam jeszcze zimowe zapachy. Premiera już była więc czas napisać o nich kilka słów. Dostaniecie je oczywiście na stronie goodies.pl w cenie 7 zł.


 Red Raspberry

 Wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: dojrzałe maliny. (opis ze strony goodies.pl)


 Jako fanka wszelkich owoców prosty opis zapachu "dojrzałe maliny" bez żadnych dodatków zachęcił mnie do odpalenia go jako pierwszego. Nawet już myślałam o zakupie świecy, no bo jak zapach malin może mi się nie spodobać. Niestety po odpaleniu mój zachwyt trochę osłabł. Okazało się bowiem, że dla mojego nosa wosk ten pachnie bardziej jak syrop malinowy lub dżem a nie świeże maliny. Nie powiem, że jest brzydki ale nie tego się spodziewałam. Jest zdecydowanie słodki ale na szczęście nie mdlący.


 Intensywność mnie trochę rozczarowała bo widoczny na zdjęciach kawałek nie zapewnił mi zapachu na długo nawet w moim małym pokoju. Musiałam dorzucić drugie tyle, żeby czuć go nie tylko stojąc obok kominka. Zdziwiłam się bo czytając recenzje spodziewałam się dobrej mocy dlatego ostrożnie go dozowałam do kominka. 


 Pink Grapefruit


 Wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: różowy grejpfrut. (opis ze strony goodies.pl)


 Pink Grapefruit okazał się za to bardzo dobrym odzwierciedleniem zapachu różowego grejpfruta. Jest orzeźwiający, kwaśno-gorzki i soczyście owocowy. Nie czuję żadnego rozczarowania. Pachnie tak, jakbym piła świeżo wyciśnięty sok lub zatopiła zęby w grejpfrucie. Nie polecałabym więc go osobom, które nie przepadają za tym aromatem. 


 Jest bardziej intensywny wg mnie od Red Raspberry. Wystarczył widoczny kawałek do zapewnienia zapachu w całym pokoju i do końca wypalenia tealighta nie musiałam nic dokładać. Jego świeżość i orzeźwienie będzie idealna na ciepłe, słoneczne dni. Chyba najlepszy cytrusowy zaach YC jaki do tej pory paliłam.


 Podsumowując: Podczas składania zamówienia liczyłam na malinowy zachwyt. Niestety nie do końca wyszło tak jak zakładałam. Malinki są ładne, słodkie ale nie zachwyciły mnie. Pozytywnie zaskoczył mnie za to grejpfrut i chętnie jeszcze go w moim kominku będę gościć.

 Miałyście któryś z tych zapachów? Który bardziej trafia w Wasze gusta?