Yves Rocher - Peelingujący żel pod prysznic Malina

 Jak tam po Świętach? Brzuszki pełne? Bo mój nie bardzo, goście większość zjedli jak byłam w pracy i zostały dla mnie jakieś resztki :( A jutro, Sylwester i Nowy Rok mam nocki więc zapowiada się po prostu cudowna końcówka 2014 roku.

 Jednak tematem posta miał być żel peelingujący pod prysznic marki Yves Rocher w wersji Malina. Możecie go kupić w ich sklepach stacjonarnych lub na ich stronie internetowej za 16,90zł. Jest to produkt z Zielonym Punktem więc często jest wyłączony z promocji ale zdarzają się wyjątki i z tego co pamiętam ja z jakiejś skorzystałam :)


 Opakowanie:  Produkt mieści się w plastikowej tubce o pojemności 200ml. Zamykana na klik, można ją postawić na zakrętce więc łatwo go zużyć do końca. Otwór nie jest za duży więc łatwo można wycisnąć odpowiednią ilość żelu.

 Od producenta:


 Zapach: malinowy :) Nie jest to jednak zapach świeżych malin prosto z krzaczka. Według mnie bardziej przypomina przetwory malinowe typu dżem czy sok. Może tylko ja mam takie skojarzenia ale wąchając go nasuwa mi się właśnie taki obrazek. Mi się podoba, choć inaczej go sobie wyobrażałam. Na ciele nie utrzymuje się zbyt długo chociaż może jakbym nie użyła pachnącego balsamu to może jakbym dotknęła nosem skóry to coś bym czuła :)

Dopiero teraz zauważyłam, że ziarenka kiwi nie wyszły do zdjęcia :(

 Konsystencja jest typowo żelowa z zatopionymi w nim drobinkami. Mamy większe ziarenka kiwi oraz mniejsze będące pudrem z pestek moreli. Nie jest zbyt gęsty i jeśli będziemy trzymać otworzone opakowanie otworem na dół to zacznie się z niej wylewać. Trzeba więc na to uważać bo inaczej wydajność mocno spadnie.


 Działanie: Jak sama nazwa mówi jest to bardziej żel niż peeling. W kwestii mycia nie mam mu nic do zarzucenia. Dość dobrze się pieni mimo, że nie ma w składzie SLS ani SLES. Jednak u innych czytałam, że te żele nie dawały zbyt dużo piany. Powodem pewnie jest to, że Ammonium Lauryl Sulfate jest łagodniejszy i w twardej wodzie się słabo pieni. Właściwości peelingujące nie są imponujące mimo, że drobinek jest sporo. Są jednak bardzo delikatne i raczej możemy nimi wykonać masaż niż porządny peeling. Jednak dzięki temu można go stosować nawet codziennie i nikomu nie zrobi krzywdy. Nie wysuszył ani nie podrażnił mojej skóry.


 Podsumowując: całkiem przyjemny produkt będący bardziej żelem niż peelingiem. Nie polecałabym go osobom, które lubią porządne zdzieraki. Zapach dla mnie był przyjemny choć jakbym miała wrócić to tego produktu to pewnie wypróbowałabym inną wersję. W cenie regularnej wychodzi trochę drogo, a Zielony Punkt niestety mocno ogranicza promocje. Jednak jeśli kiedyś uda się jakoś obniżyć tą cenę to może jeszcze u mnie zagości :)

 Nie wiem czy pojawię się jeszcze w tym roku z jakimś postem, dlatego już dziś życzę Wam wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku 2015 :) 
 A jak chcecie go rozpocząć od wygranej w rozdaniu to najpierw trzeba się zgłosić pod poprzednim postem :) Kosmetyki Yves Rocher również są tam do wygrania.

http://blondechemist.blogspot.com/2014/12/wesoych-swiat-rozdanie-swiateczne.html

Wesołych Świąt! Rozdanie Świąteczne!

 Wesołych Świąt Wszystkim! Niestety nie mam w te Święta za dużo czasu, wczoraj 12 godzin w pracy, jutro również. Dlatego poprosiłam mojego brata o przygotowanie dla Was kartki z życzeniami świątecznymi. ?Nie do końca chyba zrozumiał o co mi chodziło albo mnie po prostu totalnie olał i zrobił po swojemu. A to i tak wersja lepsza niż z nagą panią przewiązaną kokardką i butelką wódki :) Jego dzieło prezentuje się tak:


 A teraz czas na prezent czyli rozdanie świąteczne :)


 Nagroda główna:

- Yves Rocher, Żel do mycia rąk Czekolada & Pomarańcza
- Yves Rocher, Krem do rąk Czarne owoce
- Yves Rocher, Żel pod prysznic Czerwone owoce
- Yves Rocher, Balsam do ust Czerwone owoce
- Drops, balsam do ciała Granat (brak daty ważności ale pewnie tak jak moje są ważne do końca grudnia lub stycznia, najwyżej zwycięzca go wyrzuci jeśli będzie się bał używać)
- AA, serum ujędrniająco-antycellulitowe Uda i Pośladki
- AA, serum modelująco-ujędrniające Biust i Dekolt
- Bania Agafii, maseczka do twarzy Kojąca
- Bania Agafii, specjalny balsam Aktywator Wzrostu
- Bania Agafii, specjalny szampon Aktywator Wzrostu
- Sylveco, pomadka peelingująca
- Make Up Revolution, pomadka w odcieniu Dare
- Colour Alike, lakier do paznokci 533
- Rimmel, Exaggerate Waterproof Eye Definer, 290 Precious Gold


 Jeśli zgłosi się ponad 100 osób to przewiduję dodatkową nagrodę i może jakieś dodatki.


 Aby wziąć udział w rozdaniu należy obowiązkowo:
1. Być publicznym obserwatorem  mojego bloga.
2. Zostawić zgłoszenie w komentarzu pod tym postem wg wzoru zamieszczonego poniżej.
 Dodatkowe losy można zdobyć w następujący sposób:
1. Polubić fanpage Blondwłosa Chemiczka na Facebooku (+ 2 losy)
2. Udostępnić informację o rozdaniu poprzez:
 - baner z linkiem przekierowującym na pasku bocznym (+ 2 losy)
 - udostępnienie na facebooku poprzez kliknięcie "Udostępnij" pod informacją o rozdaniu na moim fanpage'u (+ 2 losy)
3. Top komentatorki, jeśli wezmą udział w rozdaniu otrzymają dodatkowo + 2 losy (stan z dnia 23.12.14 oraz z dnia zakończenia rozdania)


Wzór zgłoszenia:

    Obserwuję jako:  
    E-mail:
    Lubię na fb jako: tak/nie ( imię i pierwsza litera nazwiska lub nazwa fanpage)
    Baner: tak/ nie (link)
    Udostępnienie na fb: tak/nie (link)
Top komentatorka: tak/nie 

Baner do pobrania:


 Regulamin:
1. Organizatorem i sponsorem rozdania jestem ja, czyli właścicielka bloga http://blondechemist.blogspot.com.
2. Rozdanie trwa do 30.01.2015 włącznie. Czas trwania rozdania może zostać przedłużony w przypadku niskiej liczby zgłoszeń.
3. Warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu jest publiczne obserwowanie bloga  http://blondechemist.blogspot.com oraz zostawienie zgłoszenia w komentarzu po tym postem.
4. Każdy uczestnik może zdobyć w sumie 7 losów (top komentatorki 9 losów).
5. Ogłoszenie wyników odbędzie się w ciągu 7 dni od daty jego zakończenia.
6. Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losową i poinformowany o wygranej drogą mailową. Jeśli w ciągu 3 dni zwycięzca nie prześle adresu do wysyłki zostanie wylosowana kolejna osoba.
7. Wysyłka nagrody jest możliwa tylko na terenie Polski.
8. Osoby biorące udział w rozdaniu muszą mieć skończone 18 lat lub posiadać zgodę opiekuna na udział.
9. Osoby, które po zakończeniu rozdania przestaną obserwować blog trafią na "czarną listę" i nie będą mogły wziąć udziału w kolejnych rozdaniach.
10. Każdy uczestnik biorący udział w rozdaniu akceptuje jego regulamin.
11. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu w wyjątkowych sytuacjach.
12. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr. 4, poz. 27 z późn. zm).

 Zapraszam do udziału i życzę powodzenia!

Village Candle - Maple Butter oraz Caramelized Pear (samplery)

 Na pewno zauważyliście, że sporo u mnie recenzji wosków i samplerów Yankee Candle. Uzależniłam się od wosków i świeczek. Jednak ostatnio naszło mnie na wypróbowanie też produktów innych firm. Jedną z nich jest Village Candle. Wybrałam sobie kilka samplerów na wypróbowanie, ważą 61g i powinny się palić ok. 18 godzin. Ja swoje zakupiłam za 11zł w sklepie internetowym Pachnąca Wanna. Dzisiaj przedstawię Wam dwa z nich, które już zdążyłam wypalić.

 Maple Butter (obecnie wyprzedany ale może jeszcze się pojawi)


 "Klon i masło waniliowe z nutą miodu i brązowego cukru.
Nic nie mówi "dzień dobry" tak jak pyszny aromat syropu klonowego i maślanych naleśników prosto z patelni. Zmieszane starannie zapachy sprawiają, że zawołanie wszystkich do śniadania jest tak łatwe jak zapalenie zapałki."


 Spotkałam się z opinią, że ten zapach przypomina rosół i przyprawę maggi :) Mi na szczęście się tak nie kojarzył. Muszę jednak przyznać, że jest bardzo specyficzny więc nie każdemu musi się spodobać. Zalicza się do tych bardzo słodkich i w moim małym pokoju bardzo intensywnie pachnie. Porównania go prawdziwego syropu klonowego nie mam niestety. Zapach utrzymuje się w pokoju długo albo nawet bez palenia się roznosi bo budząc się w środku nocy czy wstając o 4 rano do pracy nadal go czułam :)


 Caramelized Pear


 "Gruszka, karmel i brązowy cukier.
Doskonale pasujący do siebie zapach soczystych i pysznych gruszek ze słodkim karmelem i brązowym cukrem. Dekadencki zapach soczystej, świeżej gruszki polanej delikatnym karmelowym sosem. Zapal tę świecę i ciesz się przysmakiem wolnym od kalorii!"



 Ten sampler powinien spodobać się większej ilości osób. Nadal jest słodki ale nie przesłodzony, czuć zarówno gruszkę jak i karmel. Jest mniej intensywny od poprzednika ale nadal dobrze wyczuwalny. Zapach nie utrzymuje się też tak długo w pomieszczeniu, jest delikatniejszy.


 Niestety nie sprawdzałam czy rzeczywiście się palą te 18h, ale starczyły na 3-4 wieczory więc możliwe. Paliłam je w tradycyjny sposób jako świeczki ale zapomniałam zrobić im zdjęcia jak się paliły :) W każdym bądź razie dość ładnie się wypaliły, zostało niewiele wosku na ściankach i dnie do wyskrobania i wykorzystania w kominku.

 Podsumowując: Samlery Village Candle na razie mnie nie zawiodły, raczej rozbudziły bardziej moją ciekawość :) Te dwa polecałabym fanom słodkich zapachów. Jeśli ja miałabym wybierać spośród tych dwóch zapachów to wybrałabym chyba Caramelized Pear.

 Miałyście okazję palić już jakieś zapachy Village Candle? Jak tak to jakie Wam się spodobały? A może w ogóle Was nie ciekawią?

Grudniowe pudełka: ShinyBox oraz Joy Box

 W grudniu dotarły do mnie aż dwa pudełka: ShinyBox oraz nowość na runku Joy Box. Różnią się przede wszystkim tym, że w Joy Boxie możemy 3 produkty wybrać sobie same z dostępnych propozycji. Wydaje mi się to ciekawą opcją dlatego nie mogłam się oprzeć pokusie i je zamówiłam :)


Joy Box

Samo pudełeczko mi się bardzo spodobało, ładnie się prezentuje. Jednak widziałam, że inne dziewczyny miały je wypełnione różowymi papierkami przez co wyglądało jeszcze lepiej po otwarciu, u mnie ich zabrakło :(


 Wśród kosmetyków, które były już w pudełku znalazły się:
- żel pod prysznic Original Source kokosowy
- maseczka marki Bielenda
- krem-serum do rąk Eveline
- pasta do zębów Signal
- błyszczyk do ust Lip Tint marki Bell
- wazelina marki Vaseline


 Produktów, które sama wybrałam:
- cienie mineralne do powiek Annabelle Minerals (mi trafił się kolor czekoladowy ale wolałabym inny)
- balsam do ciała z masłem Shea marki Organique, wersja Milk
- bransoletka z zawieszką By Dziubeka (Balmi czytałam, że jest słaby a YC mam bardzo dużo :) )


 Najmniej ucieszyła mnie wazelina, nie wiem kiedy ją zużyję 50ml. Wzór bransoletki też nie do końca w moim guście ale pewnie latem sobie ponoszę pelikana :) Reszta na pewno się przyda i z chęcią je wykorzystam.



 Świąteczne pudełko ShinyBox kusiło 9 produktami i ładnym wyglądem. Zazdrościłam członkom klubu VIP bo dostawały dodatkowo 2 świetne produkty: balsam do rąk Pat&Rub oraz olejek Love Me Green.


 Jak widać powtórzyły mi się w tych pudełkach dwa produkty: pasta do zębów i wazelina. O ile pastę jakoś wykorzystam to druga wazelina już poszła w świat bo chyba bym przez lata je używała. Gwiazdą pudełka jest niewątpliwie krem do twarzy marki Pose, sama bym go pewnie nigdy nie kupiła za taką cenę. Gorzej jak mnie zachwyci i będę chciała kolejne opakowanie :) Miniaturę płynu micelarnego Lierac też chętnie wypróbuję bo też nie kupiłabym go nigdy sama. Balsam Vaseline mnie nie zachwycił ale fajnie, że chociaż to pełnowymiarowy produkt. Mydełko Organique bardzo intensywnie pachnie. Nie wiem czy nie będzie wręcz męczące podczas używania. No i cienie oraz brokat APC, znowu liczone jako 3 osobne produkty chociaż nawet ich rozdzielić nie idzie. Po poprzednim pudełku mogliby wyciągnąć wnioski ale nie, nadal małe oszustwo musiało być. Zobaczymy jak się będą prezentować na powiekach ale na razie wydaje mi się, że tylko jeden będę używać (ten beżowo-złoty). 


 Podsumowując: pudełka nie są złe ale szkoda, że produkty się powtórzyły. Gdyby w ShinyBoxie nie było kremu Pose to byłabym zawiedziona, to on ratuje całe pudełko. Joy Box zaciekawił mnie i na pewno będę zaglądać na ich stronę, żeby zobaczyć co przygotowali na styczeń (bo mam nadzieję, że na jednym pudełku nie skończą).

 A Wam które pudełko się bardziej podoba? Skusiłyście się na któreś?

Bioluxe - Kremy do twarzy: na dzień z zieloną herbatą oraz na noc z awokado

 Jakiś czas temu podczas zakupów rosyjskich kosmetyków na Skarby Syberii skusiłam się na kremy marki Bioluxe. Wybrałam i te do twarzy i te do rąk i stóp ponieważ opakowanie 40ml kosztuje 4,90zł. Dzisiaj skupię się na tych do twarzy: kremie na dzień z organicznym ekstraktem zielonej herbaty <klik> oraz kremie na noc z organicznym ekstraktem awokado <klik>. W ofercie jest jeszcze wersja z aloesem.


 Opakowania jak widać to zakręcane tubki czyli rozwiązanie bardziej higieniczne od słoiczków. Nie będzie problemu z wydobyciem produktu do końca ponieważ jest miękkie i  po ściśnięciu nie wraca do swojego pierwotnego stanu (coś tak tubki pasty do zębów :) ). Napisy są oczywiście po rosyjsku ale mamy przyklejoną naklejkę z polską wersją (ale nie jest to raczej dosłowne tłumaczenie ale pewności nie mam bo część napisów oryginalnych mam zaklejoną).


 Konsystencja obu kremów jest dla mnie bardzo podobna, coś pomiędzy kremową a żelową. Wersja na noc jest może troszeczkę gęstsza. Oba nie wchłaniają się zbyt długo ale na początku dają dziwne uczucie na twarzy, coś jak delikatnie lepki film. Na szczęście nie utrzymuje się on długo.
 Krem na noc z awokado ma wyraźniejszy zapach ale nie jest bardzo mocny czy drażniący. Wersja na dzień z zieloną herbatą pachnie bardzo delikatnie, prawie niewyczuwalnie.

Po lewej krem na noc, po prawej na dzień.

 Ciężko było mi sfotografować opis po polsku więc w skrócie Wam napiszę (inne opisy znajdziecie w podanych wyżej linkach). Krem na dzień powinien uczynić skórę promienną i elastyczną, dobrze się wchłaniać,  nie zostawiać tłustego filmu, odżywiać, zwężać i oczyszczać pory. Krem na noc powinien silnie nawilżać, odżywiać, działać regenerująco, łagodząco i wygładzająco, łatwo się rozprowadzać i szybko wchłaniać oraz zostawiać skórę aksamitną w dotyku. 

Tyle udało mi się z opisu uchwycić :)

 W praktyce zgadzam się tylko częściowo z tymi zapewnieniami. Oba łatwo się rozprowadzają i dość szybko wchłaniają. Tłustego filmu nie zostawiają, twarz nie świeci się mocno ale nie jest to mat. Skóra jest miła i gładka w dotyku ale o 4 rano promiennej cery nie zaobserwowałam :) Kremu na noc nie nazwałabym silnym nawilżaczem, mi wystarczył ale jeśli ktoś ma suchą skórę to raczej będzie za słaby. Moje pory też nie odnotowały zwężenia czy oczyszczenia, są odporne najwidoczniej. Poza tym krem na dzień nadawał się pod makijaż, podkład ani puder nie rolowały się na nim ani nie ważyły. Oba na szczęście mnie nie zapchały, nowi nieprzyjaciele nie zaczęli się pojawiać podczas ich używania (było standardowo). Nie podrażniły, nie uczuliły. Mimo trochę mniejszej pojemności niż większość kremów i tak są wydajne.


 Podsumowanie: Oba kremy są bardzo podobne wg mnie. Nie zaobserwowałam większych różnic w ich konsystencji czy działaniu. Za niecałe 5 zł uważam, że warto było je kupić i wypróbować bo nie są złe. Może nie do końca zgadzam się z obietnicami producenta ale mimo to zużyję je do końca bez marudzenia :) Na razie jednak nie planuję powrotu po ich wykończeniu ponieważ mam sporo kremów w zapasach a kilka jeszcze chciałabym przetestować :)

Lovely - Eye Brightener czyli rozświetlacz do oczu

 Dawno nie było posta o jakimś produkcie z kolorówki dlatego dzisiaj będzie :) Wybór padł na rozświetlacz do oczu Eye Brightener marki Lovely. Kosztuje ok. 8 zł, ja swoją kupiłam na promocji -49% więc zapłaciłam za nią ok. 4 zł.


 Rozświetlacz jest w formie grubej kredki. Do jej temperowania będzie więc Wam potrzeba odpowiednia temperówka bo nie jest ona wykręcana tak jak kredka do ust tej firmy (pisałam o niej tu). Do wyboru mamy dwa odcienie, ja posiadam nr 1 czyli beżowo-różowy, nudziakowy kolor. Drugi z tego co pamiętam był biały.


 Od producenta: (ze strony lovelymakeup.pl)

 "Rozświetlacz do oczu. Kredka przeznaczona do rozjaśnienia łuku brwiowego oraz zewnętrznego kącika oka. Nadaje spojrzeniu świeży i pełen blasku wygląd. Dostępny w 2 odcieniach."  (tak, na stronie pisze o zewnętrznym kąciku, to nie moja pomyłka)


 Kredka jest miękka, wystarczy delikatnie przejechać po skórze i od razu daje kolor. Nie lubię kredek, które trzeba mocniej dociskać albo 10 razy "jeździć nimi" aby było je widać. Posiada delikatne drobinki, dzięki czemu rzeczywiście ładnie rozświetla. Nie jest to jednak chamski brokat, nie osypują się ani nie migrują po całej twarzy.


 Ja używam jej głównie w wewnętrznych kącikach oczu i muszę przyznać, że bardzo dobrze się w tym celu sprawdza. Zaskoczyła mnie jej trwałość bo nawet po 12 godzinach w pracy jeszcze ją widać (pod warunkiem, że moje palce trzymają się z daleka od oczy oraz nie popłyną strumienie łez). Na linii wodnej poradziła sobie gorzej, po powrocie do domu już jej nie widziałam. Próbowałam ją tez nałożyć na kości policzkowe i też dała fajny efekt chociaż przez te drobinki nie każdemu się spodoba stosowana w taki sposób. Nie próbowałam jej nakładać na całą powiekę bo znając moje tłuste i opadające powieki mogłaby bardzo szybko wyglądać nieestetycznie.


 Podsumowując: Jeśli się śpieszę rano do pracy i nie mam czasu na zabawę makijażem to ta kredka jest moim obowiązkowym krokiem do rozświetlenia wewnętrznych kącików oczu. Jest prosta i szybka w użyciu, wystarczy więc chwila i gotowe. Do tego na prawdę niezła trwałość. Myślę, że za taką cenę warto ją wypróbować.

Produkty do kąpieli: Isana & Green Pharmacy & BeBeauty

  Dzisiaj postanowiłam napisać krótkie recenzje 3 produktów, które powinny nam umilić kąpiel. W sumie o dwóch z nich czytaliście małe podsumowanie przy okazji projektów denko ale stwierdziłam, że umieszczę je wszystkie razem w poście żeby było je w razie co łatwiej znaleźć :)

 1. Isana - Płyn do kąpieli Golden Glamour (750 ml)


 Płyn do kąpieli Isana znajduje się w dość poręcznym opakowaniu, lepiej leżał w dłoniach niż pianka z GP (o niej niżej). Zamykanie na klik, nie potrzeba więc męczyć się z odkręcaniem. Otwór dość duży, za pierwszym razem mnie zaskoczył i wylało mi się go sporo. Ma dość rzadką konsystencję, bez problemu się wydobywa go z opakowania.


 Zapach jest ciężki do określenia, nie mam pojęcia czym pachnie ale mi się podoba. Na opakowaniu pisze o ekstrakcie z kwiatów wiśni ale nie jestem pewna czy to one tak pachną. Nie jest zbyt mocny ani ciężki więc używałam go również rano. Na skórze go nie wyczuwałam.


 Dobrze się pieni, oczywiście ja mu trochę pomagałam machając ręką. Wtedy piana była zdecydowanie większa. Producent pisze coś o kompleksie pielęgnacyjnym chroniącym przed wysuszaniem. Wysuszać nie wysusza więc powiedzmy, że im wierzę :) Ważne, że kąpiel jest przyjemna z jego dodatkiem.

 2. Green Pharmacy - Pianka do kąpieli Lotos i Jaśmin (1000 ml)


 Opakowanie pianki jest duże i trochę mało poręczne gdy jest nowe. Dość ciężka butelka może nam się w mokrych dłoniach wyślizgnąć więc radziłabym nie próbować nalewać go jedną ręką wtedy :) Zakręcane metalową nakrętką, nie ma problemu z jej zakręcaniem/odkręcaniem. Otwór jest dość duży ale nie miałam problemu z wylewaniem zbyt dużej ilości produktu. Chyba byłam już przygotowana po Isanie na to, zresztą im więcej piany tym lepiej :) Konsystencja dość rzadka, nie potrzeba więc trząść butelką żeby coś z niej wypłynęło.


 Zapach jest przyjemny ale jak dla mnie bardziej nadaje się na wieczorne kąpiele niż poranne :) Jest taki zmysłowy, odprężający ale trochę ciężkawy na rano przed pójściem do pracy. Na skórze się jednak nie utrzymuje.


 Produkt wlany pod strumień wody delikatnie się pieni ale jak pomachamy trochę ręką to daje sporą, "puszystą" pianę. Od umilaczy kąpieli nie wymagam poza pianą i zapachem nic więcej. Nie oczekiwałam więc, że obietnica o nawilżaniu się potwierdzi. Ważne jednak, że nie robi krzywdy czyli nie podrażnia, nie wysusza, nie uczula.

 3. Be Baeuty - Zestaw Orange & Chocolate: żel pod prysznic, płyn do kąpieli oraz mydło w płynie (300ml każdy)


 Ten zestaw jest moim najnowszym nabytkiem, kupiłam go w Biedronce za 15zł. Codziennie je ostatnio testowałam i stwierdziłam, że mogę wszystkie trzy umieścić i podsumować razem bo wg mnie różnią się tylko nazwą.
 Jak widać mydło ma opakowanie z pompką, pozostałe dwa mają otwieranie typu "press" czyli naciskamy z jednej strony i ukazuje nam się otwór z drugiej, chyba wiecie o co mi chodzi :)


 Zapach oczywiście kojarzy mi się z pomarańczowymi delicjami, jak dla mnie przyjemny i apetyczny. Stosując razem żel i płyn po wytarciu się wyczuwam jeszcze przez chwilę ten aromat na skórze, potem znika. Do wyboru była jeszcze wersja ciasteczkowa (którą też chętnie bym powąchała chociaż) oraz chyba o zapachu grzanego wina choć pewna nie jestem tej trzeciej.


 Konsystencja żelu i mydła jest dość gęsta, przypomina mi pod tym względem masę budyniową. Może przez ten apetyczny zapach mam takie skojarzenia :) Płyn jest trochę bardziej rzadki. Na razie nie miałam problemów z wydobyciem ich z opakowania, po naciśnięciu przechylonej butelki wypływa nam produkt.


 Dobrze się pienią, oczywiście trzeba im pomóc trochę machając ręką w wannie ale to normalne dla mnie. Nie zauważyłam większej różnicy między żelem i płynem pod tym względem. Wlałam ostatnio żel do wody i dał taki sam efekt. Na razie nie zauważyłam wysuszania więc oby tak zostało do końca.


 Podsumowując: wszystkie produkty dają ładny zapach i przyjemną pianę. Inne wersje Isany i GP pewnie wypróbuję bo polubiłam je. Tym bardziej, że Isana kosztuje na promocji ok. 4zł. Piankę GP kupiłam online przy okazji jakichś zakupów za ok. 8-9zł. Zestaw z Biedronki również nie był drogi, wychodzi po 5zł za produkt. Są to jednak limitowane zestawy świąteczne więc jeśli ktoś ma ochotę jakiś wypróbować to musi się śpieszyć (dlatego teraz o nich piszę). Ciasteczkowa wersja mnie kusi jednak zdrowy rozsądek mówi mi, że nie powinnam kupować kolejnych zapasów :)

 A na koniec życzę Wam miłych Mikołajek :) Prezenty już były? Ja przed pracą jadę odebrać swój z Paczkomatu :)